Odszedł i zaczął błyszczeć Barwy Stali nie są przypadkowe. Od kilkunastu lat działacze tego klubu upodobali sobie przede wszystkim młodych szwedzkich żużlowców. Wszystko zaczęło się od Tomasa Jonassona. Aktualny reprezentant Lokomotivu Daugavpils śmiało może być nazywany wychowankiem gorzowskiej drużyny, gdyż to w tej ekipie po raz pierwszy kibice ujrzeli go na polskich torach. 32-latek, mówiąc krótko, szału nie robił. Jak na tamte czasy był jednym z wielu. Swoją najlepszą średnią w żółto-niebieskim kewlarze uzyskał w sezonie 2007, kiedy to podopieczni Stanisława Chomskiego uzyskali długo wyczekiwany awans do PGE Ekstraligi. Co ważne, Szwed startował w lidze jako junior, ponieważ przepisy umożliwiały obsadzanie tej pozycji jednym zawodnikiem zagranicznym. - Dziwnie się czułem opuszczając Gorzów, w którym spędziłem kilka wspaniałych lat. Kocham to miasto i tamtejszych ludzi, więc zmiana klubu była dla mnie dużą sprawą. Teraz trafiłem do Gdańska i chciałbym zagrzać tu miejsce na dłużej. Cóż mogę powiedzieć... to jasne, że moim celem jest zdobywanie jak największej ilości punktów i awans wraz z drużyną do Ekstraligi - przyznał na łamach Sportowych Faktów po odejściu z klubu. Jak się później okazało, Jonasson wystrzelił z formą dopiero po zmianie barw. Kilka lat później z dobrym skutkiem ścigał się przecież w najwyższej klasie rozgrywkowej. Porzucił żużel dla własnej firmy Niecały rok po zakończeniu współpracy z Tomasem Jonassonem klub z Gorzowa postanowił sięgnąć po kolejnego reprezentanta kraju Trzech Koron. Tym razem wybór padł na Simona Gustafssona, czyli prywatnie syna legendarnego Henki. Z młodym żużlowcem kibice wiązali naprawdę wielkie nadzieje. Nie było w tym ani krzty przesady, bowiem poprzedni sezon w Łodzi ukończył z kosmiczną średnią 2,377. Balonik w tym przypadku pękł szybciej niż zakładali nawet najwięksi pesymiści. Syn nie nawiązał do osiągnięć ojca i okazał się totalnym niewypałem. Cierpliwość stracił nawet sztab szkoleniowy. Szwed wziął udział w zaledwie szesnastu biegach, w których średnio zdobywał niecałe 0,7 punktu. Nic więc dziwnego, że jego ekstraligowa przygoda skończyła się zanim na dobre się zaczęła. Kariera Simona po odejściu z Gorzowa długo nie potrwała. - Straciłem po prostu motywację, a bez tego w tym sporcie już się nic nie osiągnie. Prowadzę swoją firmę w branży komunikacyjno-internetowej. Zatrudniam siedmiu pracowników i nie narzekam na los. Moja kariera była krótka, ale dostarczyła mi wiele satysfakcji i nie ukrywam, że nauczyła wielu rzeczy przydatnych w normalnym życiu - oznajmił 31-latek kilka miesięcy temu w wywiadzie z portalem po-bandzie.com.pl. Miał spełnić marzenia, zmarnował dwa lata Na jeszcze bardziej niezrozumiały ruch działacze Stali zdecydowali się na początku sezonu 2018. Gorzowianie pochwalili się wtedy zakontraktowaniem całkowicie anonimowego w naszym kraju Filipa Hjelmlanda. Szwed zgodnie z przewidywaniami nawet ani razu nie wyjechał na tor i kilka miesięcy spędzone na północy województwa lubuskiego przesiedział na ławce. - Zawsze marzyłem o tym, żeby reprezentować Stal Gorzów. To mój ulubiony klub, odkąd byłem dzieckiem. Bardzo się cieszę, że będę częścią tak utytułowanej drużyny. Nie mogę doczekać się jazdy w klubie, aby osiągnąć jak najwyższy poziom żużla - wypowiadał się od razu po sfinalizowaniu transferu na oficjalnej stronie klubowej. Po zobaczeniu wszystkiego od środka, pogląd na sprawę tego młodego człowieka mógł ulec diametralnej zmianie. Drugi Pedersen tylko z zachowania Szansą na zakończenie klątwy Skandynawów miał być Marcus Birkemose. Młody Duńczyk już od najmłodszych lat zachwycał fanów nie tylko w swojej ojczyźnie, ale i na świecie. W rodzimej lidze z łatwością przychodziło mu pokonywanie wielu uznanych żużlowców. Szybko zresztą przylgnęła do niego łatka drugiego Nickiego Pedersena. Niestety, jak się później okazało, 17-latek trzykrotnego mistrza świata przypominał tylko z zachowania, ponieważ kilka razy puszczały mu nerwy. Niestety utalentowany młodzieżowiec również przegrał z presją. Jego debiutancki sezon w PGE Ekstralidze okazał się najgorszym rokiem w karierze. Aktualnie reprezentant kraju Hamleta ustępuje nawet wielu polskim juniorom i ze średnią 0,692 plasuje się na odległym 62. miejscu w klasyfikacji najlepszych żużlowców rozgrywek. Oczywiście można to wszystko tłumaczyć wiekiem, jednak nie da się ukryć faktu, iż kariera Duńczyka zmierza w złą stronę. Wielkiej nadziei na przełom nie widzi nawet Bogusław Nowak. - Jestem nim zawiedziony. Przejechał przecież prawie cały sezon. Odnoszę wrażenie, że wcześniej prezentował się o wiele lepiej niż teraz. Pewnie nie tylko dla mnie jest to takie negatywne zaskoczenie. Wielu kibiców na niego liczyło. Przed ligą twierdzono, że to młody i świetnie zapowiadający się zawodnik, a tymczasem na nic takiego się nie zapowiada - mówi Interii chodząca legenda Stali. Co gorsza, 17-latek nie dostanie chyba już ani jednej szansy na przełamanie. Fatalny występ w domowym starciu przeciwko Betard Sparcie praktycznie zakończył mu sezon. Klątwa Skandynanów w Gorzowie trwa więc nadal i zdaje się nie mieć końca.