2015: Zielony stolik, transferowy szał i ostatnie miejsce Rozgrywki w 2014 roku GKM zakończył na półfinale fazy play-off pierwszej ligi, porażką z Orłem Łódź. Kiedy jednak na jaw wyszły problemy finansowe Włókniarza, władze Ekstraligi zadecydowały o odebraniu częstochowianom licencji na starty. Do konkursu na zajęcie ich miejsca w najlepszej lidze świata stanął tylko jeden klub - grudziądzanie. Powrót na najwyższy stopień rozgrywkowy po 15 latach był tylko początkiem euforii tamtejszych fanów. Została ona przedłużona bardzo efektownymi transferami. Na Hallera 4 trafił nie tylko najlepszy z wychowanków klubu Krzysztof Buczkowski, ale także jego niedawny kolega z Unii Tarnów Artiom Łaguta oraz - co najważniejsze z marketingowego punktu widzenia - sam Tomasz Gollob. Kontrakt z ikoną polskiego speedwaya mocno wywindował pozycję GKM-u w kraju. Nie wszystkie ruchy grudziądzan na rynku były jednak aż tak udane - przed okienkiem podpisano wprawdzie list intencyjny z Leonem Madsenem, ale Duńczyk wystrychnął beniaminka na dudka i ostatecznie nie parafował z nim umowy. Każde z domowych spotkań GKM-u było obserwowane przez nadkomplet publiczności. Nawet kibice z Bydgoszczy udawali się na północ województwa, by móc oglądać występy Tomasza Golloba. Forma Gołębi na domowym torze była całkiem przyzwoita - przy Hallera wygrali 5 spotkań. Niestety, zupełnie inaczej wyglądali na wyjazdach. Ostatecznie musieli uznać wyższość rywali i pokornie przyjąć ostatnią pozycję w końcowej tabeli. 2016: Kolejny uśmiech od losu i budowa Twierdzy Grudziądz Kapitan Tomasz Gollob po spadku starał się przekonać kolegów z zespołu do nieopuszczania klubu. - Spadliśmy razem, więc awansujmy razem - mówił im. Ekstraligowcy przystali na jego apel. Każdy żużlowiec z podstawowego składu zdecydował się na przedłużenie umowy. Wówczas do grudziądzan kolejny raz uśmiechnął się los. Tym razem problemy finansowe dopadły rzeszowską Stal, a zwolnione przez nią miejsce w elicie zajął właśnie spadkowicz. Formację seniorską wzmocniono naprędce Peterem Ljungiem i Antonio Lindbaeckiem licząc, iż tym razem utrzymanie uda się wywalczyć postawą na torze, a nie w gabinetach działaczy. Podczas rozgrywek drużyna GKM-u okazała się jednak lepsza niż przewidywano. Grudziądzanie z meczu na mecz coraz głośniej przebąkiwali o aspiracjach do udziału w fazie play-off, ale kolejny raz uniemożliwił im to brak jakiejkolwiek wyjazdowej wygranej. Komplet domowych zwycięstw i dwa punkty bonusowe pozwoliły im jednak uplasować się tuż za pierwszą czwórką z jednopunktową stratą do czwartej Betard Sparty Wrocław. Do historycznego sukcesu zabrakło bonusu za dwumecz z ROW-em Rybnik straconego na skutek defektu Lindbaecka i upadku Golloba 2017: Rok w cieniu dramatu legendy Dobry sezon 2016 podbudował nastroje w kujawsko-pomorskim. Utrzymano trzon składu, który wzmocniono wchodzącym w wiek seniora Krystianem Pieszczkiem. Wierzono, że forma drużyny zdoła utrzymać wzrostową tendencję. Na kilka godzin przed pierwszym spotkaniem ze Stalą Gorzów do klubu dotarły przerażające informacje. Tomasz Gollob upadł na torze motocrossowym w Chełmnie i w pilnym tempie został przetransportowany do szpitala. Klub błyskawicznie zorganizował samolot dla mającego go zastąpić Antonio Lindbaecka, jednak mecz i tak nie odbył się ze względu na silne opady deszczu. Jak się jednak okazało, Tomasz Gollob nigdy więcej nie usiadł już na motocyklu. Do wszystkich kolejnych spotkań GKM podchodził z prostym nastawieniem: "Jedziemy dla Tomasza!". Ta mobilizacja oraz transfer Kaia Huckenbecka zaprowadziły ich na szóstą pozycję tabeli PGE Ekstraligi. 2018: Falstart zniszczył ich plany Po kontuzji Tomasza Golloba klub musiał podjąć wyraźne kroki. Postawiono na wyciągnięcie ze Stali Gorzów Przemysława Pawlickiego, który miał - wraz z Krzysztofem Buczkowskim - tworzyć jeden z lepszych krajowych duetów w PGE Ekstralidze. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała plany grudziądzan. Wciąż nie mogli oni zdobyć żadnych wyjazdowych punktów, a co gorsza bolączką stały się dla nich także spotkania na Hallera - na inaugurację sezonu roztrwonili 10-punktową przewagę nad Włókniarzem, który doprowadził do remisu, a 2 tygodnie później mistrzowie Polski z Leszna rozgromili ich 62:28! Na pierwsze domowe zwycięstwo trzeba było czekać aż do piątej kolejki. Co ciekawe, mimo tak ogromnego falstartu drużyna uniknęła nie tylko spadku, ale jazdy w barażach. Wszystko to za sprawą dużo lepszej drugiej połowy sezonu - domowego zwycięstwa z Apatorem i Unią Tarnów, a przede wszystkim sensacyjnego rozgromienia Falubazu 55:35. Końcowa pozycja w tabeli była dokładnie taka jak rok wcześniej, ale tym razem została przyjęta dużo gorzej. Jasnym stało się, że drużyna potrzebuje radykalnych zmian. 2019: No wreszcie! Jesienią do klubu trafił nowy obcokrajowiec - Kenneth Bjerre. Cel był prosty: wyrwać się z trwającego już zbyt długo marazmu. Przedstawiciele klubu otwarcie mówili, że tym razem zamierzają włączyć się do walki o medale. Ponownie nawiązano do legendarnej "Twierdzy Grudziądz" z czasów Tomasza Golloba. Przy Hallera 4 drużyna spisywała się nieźle, choć dwukrotnie straciła punkty na domowym torze - zremisowała z Fogo Unią Leszno oraz przegrała 2 oczkami z Falubazem. Jak się później okazało, to właśnie tych 3 oczek zabrakło im w ostatecznym rozrachunku do wymarzonego udziału w fazie play-off. Tym co najbardziej cieszyło jednak kibiców była jednak zdecydowanie forma ich ulubieńców na wyjazdach. W pierwszych kolejkach postraszyli gospodarzy z Lublina i Zielonej Góry (ostatecznie przegrywając na ich stadionach odpowiednio 47:43 i 46:44), a w lipcu odnieśli historyczne - pierwsze po 21 latach - zwycięstwo z ekstraligowcem na nieswoim obiekcie! 3 meczowe punkty wywieziono z terenu późniejszego spadkowicza - toruńskiej Motoareny. Być może historyczny triumf nieco zbyt mocno rozprężył tamtejszych zawodników, bo 4 ostatnie kolejki były dla nich pasmem wysokich porażek. Uplasowanie się na 5. pozycji w kontekście przedsezonowych zapowiedzi sprawiało co prawda wrażenie porażki, jednak pozwalało mieć nadzieję, iż ta pierwsza jaskółka zwiastuje wiosnę w postaci włączenia się na stałe do krajowej czołówki. 2020: Miało być pięknie, wyszło jak zwykle? Grudziądzanie postanowili kuć żelazo póki gorące. Zmiany w mocnym składzie z 2019 były kosmetyczne, ale odebrano je zdecydowanie pozytywnie. Za najważniejszy ruch okienka bez wątpienia należy uznać wymianę z Falubazem. Do województwa lubuskiego powędrował słabnący z roku na rok Lindbaeck, zaś skład GKM-u wzmocnił sam Nicki Pedersen. Niestety, drużyna kompletnie zawaliła cały sezon. Tragicznie prezentowali się przede wszystkim juniorzy, a także polscy seniorzy - Przemysław Pawlicki i Krzysztof Buczkowski. Co więcej, swe loty bardzo obniżył także Nicki Pedersen. Jedynym zawodnikiem, do którego nie można było mieć żadnych pretensji był - jak zwykle - Artiom Łaguta. Zaledwie 10 zgromadzonych przez cały sezon oczek uplasowało GKM na siódmej pozycji. Kibice Gołębi powinni wysłać okazałe bukiety kwiatów do Krzysztofa Mrozka, który stworzył jedną z najsłabszych drużyn dekady w PGE Ekstralidze oraz decydentów, którzy zrezygnowali z organizacji spotkań barażowych ze względu na sytuację pandemiczną. Gdyby nie oni, ich zespół najprawdopodobniej pożegnałby się z najlepszą ligą świata 2021: Trzęsienie ziemi Jesienią nadszedł czas pożegnań. Wychowanka Krzysztofa Buczkowskiego zastąpiono jego imiennikiem - nieco wypalonym, ale podbudowanym awansem do cyklu Grand Prix Kasprzakiem. Ponadto, z Gorzowa wypożyczono nowego lidera formacji młodzieżowej - Mateusza Bartkowiaka. Co jednak najważniejsze, do Betard Sparty odszedł Artiom Łaguta. Tym razem nie można było zawalać meczu za meczem z nadzieją, że świetny Rosjanin kolejny raz uratuje drużynę. Przed sezonem większość ekspertów spisała grudziądzan na pewny spadek. Podczas sezonu drużyna nie robiła też zbyt wiele, by wyprowadzić ich z błędu. Drugą młodość przeżywał co prawda z początku Nicki Pedersen, lecz szybko zaczęło ciążyć mu widmo zawieszenia przez rodzimą federację. Cieniowali: Kasprzak, Pawlicki i Bjerre, a ściągnięty w maju Paweł Miesiąc również nie dołożył zbyt wielu ważnych punktów. Przez 13 kolejek GKM ani razu nie zdobył więcej niż 45 punktów - na własnym torze zwyciężyła 45:44 z Betard Spartą oraz zremisowała z eWinner Apatorem, Motorem Lublin i Falubazem. Na ich szczęście, zielonogórzanie spisywali się jeszcze gorzej. Jak się okazało, o wszystkim zadecydować miało ostatnie spotkanie fazy zasadniczej. ZOOLeszcz DPV Logistic GKM potrzebował w nim zwycięstwa nad pewnym piątej pozycji Eltrox Włókniarzem. Potrójnie nakręcona drużyna zdołała wygrać 49:41 i ułańską niemal szarżą obronić byt w najlepszej lidze świata. Co dalej? Utrzymanie się w PGE Ekstralidze oznacza dla klubu pobieranie profitów z rekordowo wysokiego kontraktu telewizyjnego. Jeśli zespół zamierza powrócić do medalowych aspiracji, to potrzeba mu zdecydowanych wzmocnień. Prezes Marcin Murawski ma tego świadomość. - Na pewno będziemy intensywnie rozglądać się za zawodnikami z górnej półki. Sęk w tym, że tacy będą oblegani przez pozostałe siedem ekstraligowych klubów. Nie ma się też co oszukiwać, brakuje żużlowców na rynku i chyba to jest główny problem - wyznał w rozmowie z Interią. Najbliższe miesiące mogą okazać się kluczowe dla grudziądzkiego żużla. Kibice mają nadzieję, że okres siedmiu lat chudych był jedynie preludium do walki o najwyższe cele. Marzą o tym, by ich klub przestał być kojarzony z ligową "zapchajdziurą". W przyszłym roku będzie o to o tyle łatwiej, że do fazy play-off awansuje aż 6 zespołów. Czy nowelizacja regulaminu pozwoli im przebić szklany sufit? Jak głosi wyświechtany niczym tylna opona po pięciu wyścigach frazes: "Wszystko zweryfikuje tor". No, może jeszcze gabinet prezesa.