Kamil Hynek, Interia: Gdybyś miał określić jednym słowem sezon 2020 w swoim wykonaniu, jakie by ono było? Patryk Rolnicki, zawodnik RzTŻ-u Rzeszów: Słabizna. Schodziłeś do 2. LŻ z PGE Ekstraligi. Pomiędzy jedną, a drugą klasą rozgrywkową jest przepaść. Pojawiło się przekonanie, że to będzie łatwizna i zjesz ostatni poziom na śniadanie? - Rok wcześniej na zasadach gościa startowałem już w 2 LŻ i kręciłem w niej naprawdę solidne rezultaty. Ale nie było też tak, że puszczałem sprzęgło i od razu wyskakiwałem dwie długości motocykla do przodu. Tam zawodnicy nie wypadli sroce spod ogona. Nie jest to żadna kurtuazja, naprawdę trzeba było się napocić, żeby zrobić dwucyfrówkę. Czego cię nauczył poprzedni rok, który był pod wieloma względami bardzo rozczarowujący. Upadłeś boleśnie. - Wolałbym wnioski zostawić dla siebie. Kłopotów bardziej upatrujesz w wolnych motocyklach, czy w głowie? - Raczej nie czepiałbym się kwestii sprzętowych. Tu było wszystko dograne. Korzystałem z tych silników od dłuższego czasu i z reguły mnie nie zawodziły. Być może jednak teraz się z nimi zgrałem, a ponadto rzeszowski tor nie zawsze mi pasował. Myślałem, że kilka spokojnych treningów wystarczy, aby się w niego wgryźć. Niestety, kilka innych spraw, o których nie chciałbym szerzej mówić, nawarstwiło się na siebie i efekt jest taki, że sezon musiałem spisać na straty. Korzystasz z usług psychologa? - Tak, ponieważ uważam, iż mój największy problem tkwi w głowie. Wcale się tego nie wstydzę, że pracuję z taką osobą, bo wierzę, że ona jest w stanie mi pomóc. Pojechałeś zaledwie sześć meczów w barwach RzTŻ-u Rzeszów. Rozumiem, że wyniki cię nie broniły, ale próbowałeś interweniować u trenera, dowiedzieć się, dlaczego nie ma dla ciebie miejsca w składzie? - Początek sezonu był frustrujący. Kiedy wylądowałem na ławie, miałem więcej czasu, żeby popracować przy sprzęcie, nad dopasowaniem do rzeszowskiego toru. Pod koniec rozgrywek udało się coś znaleźć, ale to była już musztarda po obiedzie. Oczywiście, wiele razy rozmawiałem ze szkoleniowcem, mnóstwo rzeczy nie wyglądało tak, jakbym sobie życzył. Na szczęście to już historia i nie chcę do niej wracać. Tak uboga liczba spotkań, na dodatek w 2 LŻ, gdzie nie ma kokosów, w sezonie pandemicznym, przy cięciach kontraktów, to musi być potężny rok w plecy pod kątem finansowym. Minus jest duży? - W ostatnich dwóch latach mocno dostałem po kieszeni, bo pamiętajmy, że rok do tyłu pół sezonu w Grudziądzu nie występowałem z powodu kontuzji. Zacząłem się zadłużać, ale sytuacja jest już opanowana. Wyczyściłem się ze zobowiązań, a nawet wychodzę powoli na delikatny plus. Poszedłeś do pracy w okresie zimowym? - Tak, od połowy listopada pracuję w firmie u taty. Ojciec prowadzi zakład ślusarski. Schodzę tylko parę kroków na dół, do warsztatu. Kiedy nie jeździłeś w meczach zapaliła się lampka, że może nie ma sensu tego ciągnąć i pora skończyć karierę? - Przygodę, a nie karierę (śmiech). A tak na serio, nie będę kłamał, faktycznie były podobne myśli. Być raz, drugi, trzeci odstawionym od składu nie jest niczym przyjemnym. W pewnej chwili straciłem motywację, zastanawiałem się, czy nie lepiej będzie znaleźć sobie normalne zajęcie i tym samym uwolnić się od ciągłej presji. Przeczekałem jednak trudny okres. Nie poddałem się, zacisnąłem zęby, wróciłem do treningów ogólnorozwojowych, a wraz z nimi jakby wstąpiły we mnie nowe siły. Odzyskałem głód jazdy. Katowałeś się powtórkami swoich meczów, czy wolałeś nie włączać telewizora? - Za dużo tego nie było (śmiech). Ale nie lubię patrzeć na to, jak prezentuję się w trakcie wyścigu. Muszę jednak to robić, poddawać analizie swoją jazdą, stale wprowadzać korekty, poprawiać sylwetkę, eliminować błędy. Macie w Rzeszowie nowego menedżera. Janusza Stachyrę zastąpił Michał Widera. Znacie się, jesteś zadowolony z tej zmiany? - Z trenerem Michałem nie miałem dużej styczności, ale ten ruch działaczy oceniam na plus. Od razu złapaliśmy fajny kontakt. Gadamy przynajmniej kilka razy w tygodniu, dzwoniąc do siebie lub odpalając Skype. Jestem wręcz pewny, że nasza współpraca będzie się układać wzorowo. Po wprowadzeniu przepisu U24 skoczyłeś z radości? Wydaje się, że po tak słabym sezonie jest on dla ciebie zbawieniem? - Pijesz do tego, że będę miał większy spokój? W mojej opinii, gdyby nie było tej regulacji byłoby wyższe prawdopodobieństwo, że znów po jednym, dwóch słabszych zawodach zostaniesz odsunięty, a U24 ten bufor bezpieczeństwa daje. - Niby tak, ale z drugiej strony nie wiadomo, jak się te pierwsze mecze ułożą, czy znowu zaprezentuję taką padakę, jak parę miesięcy temu, czy na co liczę od razu odpalę i nie dam trenerowi powodów, żeby ze mnie rezygnować. Na pewno jest to jakiś komfort, lecz nie wyobrażam sobie, że zdobywam jeden, dwa punkty i będę klepany po plecach. Masz w Rzeszowie rywala na pozycję U24. - Nie interesuje mnie to. Wystarczy już wożenia ogonów, chcę być silnym ogniwem zespołu na tyle, żeby poszerzyć menedżerowi pole manewru. Jeśli będę dobry mogę przecież zwolnić numer dla U24, zwolnić go koledze, a samemu być przesuniętym do składu na normalnych zasadach. Jakie modyfikacje zamierzasz zastosować w porównaniu do sezonu 2020? - Kładę nacisk na sferę mentalną. Sprzęt również dosięgną zmiany, jestem właśnie na etapie dopinania pewnych rzeczy. O przygotowanie fizyczne w ogóle się na martwię, bo tu zawsze wszystko jest na tip-top. Ten zbliżający się rok odbierasz na zasadzie teraz albo nigdy, do trzech razy sztuka? - Nie biorę takiej ewentualności pod uwagę, ale jeżeli dopadnie mnie czarny scenariusz i dalej będę jechał dno, trzeba będzie uderzyć pięścią w stół. Zadecydować definitywnie, jaką drogę obrać dla siebie w przyszłości. Z żużlem, czy bez niego. Póki co odganiam od siebie fatalistyczne wizje, bo wiem, że potrafię się ścigać, tylko chwilowo się pogubiłem. Prezes zaufał ci, dał szansę do poprawy i przedłużył z tobą kontrakt. Ale, czy po informacji, że wchodzi U24 odzywały się inne kluby? - Parę zapytań wysłuchałem, byłem jednak ukierunkowany na Rzeszów, ale negocjacje uzależniałem od jednej kwestii. Tę udało się spełnić, więc inne tematy szybko pozamykałem. Mam w sobie duże postanowienie poprawy, chcę się odwdzięczyć i odpłacić prezesowi za to, że mi zaufał, wyciągnął do mnie rękę. Mam spory apetyt, żeby być wreszcie jednym z liderów! Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!