Jeszcze jakiś czas temu tak naprawdę można było robić wszystko. W czasie zawodów rozgrywanych w upałach widywaliśmy żużlowców w kevlarach opuszczonych do pasa (uwielbiał to robić np. Janusz Kołodziej), nie było też wymagań dotyczących ubiorów i zdarzało się, że kierownik drużyny paradował po prostu w zwykłej koszulce. Zawodnicy brali ze sobą do parku maszyn, co tylko chcieli, a po torze przy okazji obchodu jeździli hulajnogami czy rowerami. Teraz się to zmienia i wchodzą nowe, coraz bardziej restrykcyjne ograniczenia, mające na celu poprawienie wizerunku ligi. Zdecydowana większość obserwatorów krytykuje takie rozwiązania. Mówi się nawet o absurdach w przypadku niektórych rozwiązań. Nie da się ukryć, że rzeczywiście wolność zawodników w parkingu jest już w tej chwili bardzo ograniczona. Muszą pilnować obowiązków wobec sponsorów, unikać przekleństw w obecności kamer czy odpowiadać za zachowania mechaników. Wprowadzone na początku roku kolejne nowinki dotyczące wielkości ekranów czy zakazu poruszania się na hulajnogach wielu rozśmieszyły, a innych zdenerwowały. Są jednak osoby w środowisku, które mówią, że to całkiem dobre rozwiązania. Czasami już w parku maszyn wyglądało, jak na bazarze ze sprzętem RTV. Te dla niektórych kontrowersyjne przepisy, dla mnie są fajne. Idzie to w dobrym kierunku, a dyscyplina staje się coraz bardziej profesjonalna. Zwróćmy także uwagę na procedury podczas prezentacji. Wszystko ma określony czas i każdy stoi we wskazanym miejscu. Tak właśnie wygląda profesjonalizm - mówi nam Wojciech Dankiewicz, były menedżer bydgoskiej Polonii i żużlowy ekspert. Od dłuższego czasu także kibice jeżdżący na zawody np. do Niemiec zwracają uwagę na to, że tylko w Polsce piwo przelewa się do kubków, co powoduje że trunek traci walory smakowe i szybko się wygazowuje, a dodatkowo trzeba go pić od razu. - Piwo każdy chciałby sobie wypić, ale w wielu przypadkach brakuje nam jednak trochę kultury. U nas zawody to nie taki piknik, jak w Szwecji czy w Niemczech. Wiemy, jakie burdy zdarzają się podczas meczów piłkarskich - słyszymy. To fakt, bowiem chyba każdy fan sportu widział na własne oczy żenujące zachowania kibiców na stadionie, którzy w pijackim amoku obrażali zawodników lub rzucali w nich przedmiotami. Wojciech Dankiewicz uważa, że to jedyne sensowne rozwiązanie. Szkoda jedynie tych, którzy potrafią się zachować. Muszą odbierać sobie przyjemności, żeby zapobiec scenom z udziałem innych, niewychowanych osób na stadionie. - Takie zasady to swego rodzaju wentyl bezpieczeństwa. Cierpią na tym ci, którzy spokojnie chcieliby obejrzeć mecz pijąc piwo z butelki. Wiemy jednak, jak niektórzy się zachowują po alkoholu. Tego tematu nawet nie ma sensu rozwijać, jeśli nasze społeczeństwo nie zrozumie pewnych zasad - kończy. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź</a>