Wojciech Kulak, Interia: Koronawirus nie odpuszcza. W Polsce mamy wiele obostrzeń i wciąż drżymy o zdrowie najbliższych. Dlatego na początek chciałbym zapytać o pańskie zdrowie i aktualną sytuację w Szwecji. Oliver Berntzon, uczestnik cyklu Speedway Grand Prix: W Szwecji jest podobnie jak u was. Tutaj również mamy ograniczenia, ale wydaje mi się, że są one nieco bardziej poluzowane niż u was. Na szczęście dopisuje mi zdrowie. Moja rodzina także czuje się dobrze, co mnie niezmiernie cieszy. Koronawirus dał popalić wielu żużlowcom. To wręcz cud, że w Polsce udało się w miarę sprawnie odjechać sezon 2020. Rywalizacja w eWinner 1. Lidze rozpoczęła się z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Pomimo organizacyjnego sukcesu odczuliście to wszystko w swoich portfelach. Pan też podobnie jak większość żużlowców musiał podjąć się pracy zarobkowej? - Wiosną, jeszcze przed rozpoczęciem sezonu 2020 pracowałem przez dwa miesiące. Poza pracą wiele godzin spędzałem, trenując na rowerze szosowym. Jazda bez kibiców nie była dla mnie aż takim dużym problemem, ponieważ w Polsce tego nie doświadczyłem. Przy pustych trybunach rywalizowaliśmy jedynie w Szwecji. O ile w Polsce sezon najprawdopodobniej rozpocznie się bez przeszkód, o tyle jestem pełen obaw jeśli chodzi o rozgrywki w pańskiej ojczyźnie. Ma pan jakiekolwiek informacje odnośnie aktualnej kondycji czarnego sportu w Szwecji? - Jest naprawdę bardzo ciężko, ale wydaje mi się, że ludzie zarządzający tym sportem sobie z tym wszystkim radzą. Ponownie będzie ciężko o kibiców na trybunach, a w związku z tym przed klubami znów trudne czasy. Każdy zawodnik ma swój sposób na wykorzystanie zimowej przerwy od ścigania. Jedni pracują, drudzy skupiają się tylko i wyłącznie na przygotowaniach do sezonu. Jak teraz wygląda typowy pański dzień? - W tej chwili moją nową pracą jest bycie tatą. Oczywiście poza obowiązkami w domu dużo trenuję i przygotowuję się do sezonu. Każdą wolną chwilę poświęcam rzecz jasna rodzinie. 22 sierpnia 2020. Tej daty prędko nie wymaże pan z pamięci. To właśnie wtedy na torze w Gorican sensacyjnie wywalczył pan awans do cyklu Speedway Grand Prix. Zaskoczył pan samego siebie? - Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się takiego rezultatu, ale przed zawodami byłem świadomy, że mogę dać radę. Przede wszystkim kapitalnie rozpocząłem turniej, ponieważ po pierwszych czterech wyścigach miałem na koncie 9 punktów. O wszystkim zadecydował ostatni bieg. To było coś szalonego i jednocześnie pięknego. Awans do grona piętnastu najlepszych zawodników świata niesie za sobą ogromne inwestycje. Całkiem nie tak dawno na ten temat wypowiadał się Anders Thomsen, który nie oszczędza pieniędzy, ponieważ nie chce odstawać od reszty. Jak to wszystko wygląda u pana? - Zakupiłem nowego, większego busa. Ponadto w moim teamie pojawi się dodatkowy mechanik i kilka nowych silników. Kilka miesięcy temu w środowisku było dość głośno o pańskiej akcji skierowanej do kibiców. Każdy fan w zamian za wsparcie mógł symbolicznie znaleźć się w teamie i otrzymać kilka niedostępnych w sprzedaży gadżetów. Jest pan zadowolony z końcowych wyników? - Efekty akcji mnie zadowoliły, choć oczywiście chciałoby się jeszcze lepszych wyników. Ja jednak nie zamierzam narzekać, ponieważ i tak udało się zebrać dość okazałe grono wspierających. Czeka mnie debiut w cyklu Grand Prix i tak naprawdę nie wiem czego się spodziewać. Tym bardziej że podczas ostatniego sezonu, kiedy główne karty rozdawał koronawirus, było naprawdę ciężko jeśli chodzi o sponsorów. Pomimo tego razem zrobimy wszystko, żeby było jak najlepiej. Jakkolwiek to zabrzmi, ale jest pan jedynym pierwszoligowcem ścigającym się w Grand Prix. Po tym sensacyjnym awansie pojawiły się oferty z PGE Ekstraligi? - Było zainteresowanie ze strony klubów ekstraligowych. Odbyłem nawet kilka rozmów, ale po wejściu w życie regulaminu o obowiązkowym zawodniku do lat 24 nie była to już dla mnie realna opcja. Ostatecznie został pan w eWinner 1. Lidze, ale do zmiany klubu i tak doszło. Z Gniezna przywędrował pan do Ostrowa. Co zadecydowało o tych przenosinach? - Przede wszystkim chciałbym podziękować wszystkim kibicom oraz samemu klubowi z Gniezna za piękne cztery lata, które spędziłem w tym miejscu. W mojej karierze nadszedł jednak czas na zmiany. Zadecydował też o tym ostrowski tor, który uwielbiam i będę na nim czuł się komfortowo. Zanim podpisałem kontrakt trochę porozmawiałem o tym klubie z Nicolaiem Klindtem i uzyskałem świetną rekomendację. Nie pozostało mi nic innego, jak dołączyć do tej ekipy. Nie boi się pan o byt w Grand Prix? Każdy stały uczestnik poza panem rywalizuje przecież w PGE Ekstralidze. Pan styczność z najlepszymi na świecie będzie miał tylko podczas kilku rund w sezonie. - Ma pan całkowitą rację. Ten fakt może utrudnić mi walkę o utrzymanie w cyklu Grand Prix, ponieważ nie będę miał stałego kontaktu z najlepszymi na świecie. Zobaczymy, co wyjdzie w praniu. Ja ze swojej strony chciałbym ukończyć sezon bez jakiejkolwiek kontuzji i w każdej rundzie mam zamiar dawać z siebie sto procent. Włodarze Arged Malesa TŻ Ostrovii wykonali kawał dobrej roboty i w Ostrowie zbudowano naprawdę ciekawą ekipę. Na co według pana stać was wszystkich w sezonie 2021 i kiedy po raz pierwszy w tym roku zawita pan do Polski? - Co mecz chciałbym po prostu solidnie punktować. Ogromny nacisk kładę na to przede wszystkim w spotkaniach u siebie. Mam nadzieję, że cała drużyna będzie imponowała formą i wszyscy znajdziemy się w finale - to jest nasz główny cel. Do Polski zamierzam przyjechać na pierwsze treningi, kiedy tor będzie już gotowy do jazdy. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!