Sportowo bezdyskusyjnie zdeklasowała rywali leszczyńska Unia i wcale nie jest powiedziane, że nie zrobi tego kolejny raz. Prezes Piotrek Rusiecki chce jeszcze pracować w klubie i jak sam mówi, jak będzie złoto, to go nie zwolnią. Swoją drogą ciekawy kontrakt. Gdyby takie obowiązywały we wszystkich klubach, mielibyśmy niezła rotacje po sezonie przegranych prezesów i zarządów. Finansowo, gdyby nie interwencja Prezesa Ekstraligi Wojciecha Stępniewskiego to mało prawdopodobne jest, aby kluby miały na tyle argumentów, by zmienić zapisy kontraktowe. Może z kilkoma wyjątkami w każdej drużynie, bo twierdzę, że bez problemu i ze zrozumieniem mógłbym liczyć np. w Zielonej Górze na Piotrka Protasiewicza i Patryka Dudka. Rozumiem też jednak zawodników, że gdy podpisywali kontrakty, planowali swoje budżety i kupowali sprzęt na sezon, to pandemii jeszcze nie było. Tymczasem kluby sportowe, oprócz szybkiego ruchu ze strony władz ligi mogły też liczyć, jako podmioty gospodarcze na dofinansowanie z tzw. tarcz finansowych, które pojawiły się, aby wspomóc gospodarkę. Z informacji, które mam nie były to małe kwoty i sięgały w kilku przypadkach ponad milion złotych. Twierdzę, że wszystko to dało efekt przetrwania tego ciężkiego okresu i braku długów na koniec sezonu. A może to słynny Apator jest wygrany, mimo że jeździł w niższej lidze? To, ze pierwszy raz w historii spadł z najwyższej klasy i ścigał się na zapleczu Ekstraligi, wcale nie dowodzi, że było nudno i łatwo. 1 Liga zrobiła się naprawdę ciekawa i było sporo pojedynków, gdzie więcej się działo na torze niż w klasie wyżej. Toruń trafił na okres pandemii, na zamknięte i ograniczone pod względem kibiców stadiony. Finansowo na pewno wygrał na tym, a biorąc pod uwagę, że sprzedał jeszcze swoich zawodników i to za niemałe pieniądze drużynom z Ekstraligi. Swoją drogą uruchomione okienko tzw. gościa zmieniło diametralnie układ sił w drużynach i wszystkie przedsezonowe spekulacje legły w gruzach. Sezon był krótki i szybki tak więc Toruń nawet zbytnio nie odczuł, że rozstał się z kolegami z Ekstraligi na cały sezon. Oglądalność ze stadionów przeniosła się przed ekrany telewizorów. Takiej frekwencji i zainteresowania nie było nigdy wcześnie. Życie wymusiło takie zmiany, które będzie ciężko odwrócić. Widzę to sam po sobie. Od piątku do niedzieli Speedway. Czasami w poniedziałek albo inny dzień tygodnia. Nie trzeba jechać na stadion, szukać parkingu, patrzeć w niebo czy będzie deszcz, czy słońce, dojazdy, powroty. Bilety nie są tanie plus do tego zestaw obowiązkowy, czyli piwko i żużlowa kiełbasa robią koszty, za które można mieć niezłą imprezkę przed ekranem. Wcześniej człowiek tym żył i nie wyobrażał sobie inaczej. A jednak czasy się zmieniły i twierdzę, że o pełnych stadionach na każdym meczu trzeba powoli zapomnieć. Tylko jak tu żyć bez tego zapachu spalin motocykli żużlowych. No jak? Wesołych Świat Robert Dowhan