Ostatnio głośno o teamie Moje Bermudy Stali Gorzów podczas ich zgrupowania na Teneryfie. Pomysł świetny, aby niepewną pogodę w kraju zmienić na ciepły klimat klimat urokliwej wyspy. Teneryfa jest piękna i o dziwo mieszka tam dużo Polaków. W tym kilku byłych sponsorów Falubazu Zielona Góra. Miałem okazję gościć u nich przy okazji mojego urlopu wypoczynkowego. Jest takie powiedzenie, że, co się dzieje w Vegas, zostaje w Vegas. I tak powinno być z gorzowską eskapadą. Chociaż, jeżeli z zawodnikami jadą rodziny z dziećmi, to czy do końca jest to przedsezonowe zgrupowanie kondycyjne? Tak czy inaczej mleko się rozlało i obojętnie jakby to tłumaczyć środowisko będzie podzielone. Jedni uwierzą w wersję z balowaniem, a drudzy w jeszcze inną. Podjąłem się kiedyś organizacji podobnego wyjazdu. A nawet dwóch. Było to już dawno temu, bo w 2007 roku. Polecieliśmy na Gran Canarię. Udało mi się namówić jedno z biur turystycznych, że w zamian za reklamę pokryje koszty podróży. Po początkowej euforii, później musieliśmy na siłę kompletować skład, ponieważ nagle każdemu coś ważnego wypadło. Obóz mieliśmy oprzeć o Grzesia Walaska i Piotrka Protasiewicza, ale obaj się wykruszyli. Żona jednego narobiła takiego rabanu, że rykoszetem dostał też drugi. Finał historii? Zakaz na wyjazd. Ale wypad okazał się bardzo udany. Oprócz integracji, młodzi zawodnicy poczuli jeszcze mocniejsze przywiązanie do klubu. Nad porządkiem czuwał, słynący z żelaznej dyscypliny, doskonały trener Śp. Jan Grabowski. Rok później przetarliśmy szlaki na Teneryfie. Tam już tak spokojnie nie było. Przede wszystkim za sprawą jednego zawodnika z Rosji. Ten to dawał ostro popalić. Mimo rozmów wychowawczych zdawał się nie wiedzieć do czego służy toaleta w pokoju hotelowym i, że palenie tytoniu sportowcowi po prostu nie przystoi. Jestem po AWF-ie. Miałem praktyki jako wychowawca na koloniach z dziećmi. Ale wyjazd z prawie dorosłymi osobami wśród, których każdy jest indywidualistą i ma silny charakter, było naprawdę konkretnym wyzwanie. Po drugim obozie powiedziałem koniec. Postanowiłem sobie, że nie będę więcej namawiał i przekonywał zawodników, później ich żon, dzieci, że w profesjonalnym sporcie ich miejsce jest gdzie indziej niż na zgrupowaniu sportowym. Mimo wszystko tamte wyjazdy wspominam z dużym sentymentem. Może dlatego, że nie było z czego się tłumaczyć. Bo, co było na Teneryfie w naszym przypadku zastało na Teneryfie. Z poważaniem Robert Dowhan Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź