Drugi weekend z Grand Prix szczęśliwy dla Bartka Zmarzlika. We Wrocławiu zgarnął pełną pulę i znów się liczy w walce o złoto. Piękna sprawa. Maciej Janowski mimo atutu własnego toru trafił na słabsze dni. Jedynym pocieszeniem dla Maćka jest fakt, że utrzymał pozycję lidera w klasyfikacji generalnej. Chyba już nie zaryzykuję wiele jeśli powiem, że przynajmniej jeden reprezentant Polski stanie w tym roku na podium. Za tydzień cyrk obwoźny GP przenosi się na wschód, do Lublina. Wybieram się na te zawody. Chcę zobaczyć miasto, w którym ostatni raz byłem w 2004 roku. Mój Falubaz występował wtedy w lidze pod szyldem ZKŻ-u QUICK-MIX. Zielona Góra i Lublin spotkały w dwumeczu o utrzymanie w elicie. Pamiętam, że tor był ciężki i to czy w ogóle pojedziemy ważyło się do ostatniej chwili. Pierwsze wyścigi były wolniejsze od rekordu toru o blisko dziesięć sekund! Zawodnicy jeździli zachowawczo, nikt się nie łamał w wirażu, lewe nogi cały czas były z przodu. Siedemnaście lat później ani sędzia ani komisarz toru nie pozwoliliby na puszczenie zawodów w tak ekstremalnych warunkach. Inne czasy, w kalendarzu kartka na październiku więc w sumie to cud, że dwumecz się odbył. W TŻ SIPMA - tak wtedy nazywał się zespół z Lublina plastron przywdziewali: Franków, Knapp, Karlsson, Stachyra i Jeleniewski. Dla nas punkty zdobywali: Huszcza, Kłopot, 100% Falubaz Świst, Richardson, Okoniewski, Marcinkowski i Suchecki. Ś.P Lee zanotował upadek i udał się na badania do szpitala. Kiedy okazało się, że nic mu nie dolega, po prostu z niego wyszedł. Nie mówiąc nikomu po... angielsku. Jakież było moje zdziwienie, gdy w drodze do Zielonej Góry zadzwoniła do mnie policja, czy nie wiem gdzie jest Richardson. Lekarz nie zrobił wypisu, ponieważ chciał zostawić Brytyjczyka na obserwacji. A jak pacjent uciekł, szpital zgłosił sprawę na policję. Historia miała jednak swój szczęśliwy finał. Udało nam się go nakłonić, chociaż nie pamiętam, czy samego zawodnika, czy członka jego teamu, aby zawrócić do szpitala i wypełnić formalności związane z wypisem na własną odpowiedzialność. Dzisiaj znów Falubaz ma nóż na gardle. Jedzie o swoje być albo nie być w PGE Ekstralidze. Dokładnie tak jak wtedy z Lublinem. Wymiar trochę inny, ale cel identyczny. Tylko zwycięstwo! Z poważaniem Robert Dowhan