Wojciech Kulak, Interia: Minął rok od pierwszego potwierdzonego przypadku, a koronawirus wciąż daje nam wszystkim w kość. Polacy boją się o swoje rodziny, a kibice o swoich ulubieńców, którzy już niebawem wskoczą na motocykle. Jak więc czuje się pan i pana najbliżsi? Robert Lambert, aktualny indywidualny mistrz Europy, zawodnik eWinner Apatora Toruń: Czuję się świetnie. Szczerze mówiąc, jeszcze nigdy w swojej karierze nie byłem tak dobrze przygotowany do sezonu. Na szczęście cała moja rodzina również jest zdrowa. W Polsce sytuacja robi się coraz gorsza. Kilka dni temu władze naszego kraju ogłosiły kolejny lockdown. Przynajmniej na początku sezonu nie ma więc szans na obecność kibiców na trybunach. Nie tęskni pan za naturalnym dopingiem? - Do pustych stadionów osobiście przyzwyczaiłem się już w zeszłym sezonie. Na pewno zdecydowanie bardziej wolę jeździć z kibicami, ponieważ przy pełnych trybunach panuje dużo lepsza atmosfera. Niektórym żużlowcom życie utrudniają również polscy działacze. Przepis o ograniczeniu lig zagranicznych dla zawodników z kontraktem w naszym kraju spowodował, że wybrał pan Szwecję kosztem swojej ojczyzny. To była trudna decyzja? - Musiałem coś wybrać, a wszystko sprowadzało się oczywiście do spraw finansowych. Posiadanie mechanika w Wielkiej Brytanii i w Polsce wraz z kosztami ciągłych podróży jest po prostu nieopłacalne. Zdecydowanie bardziej opłaca się mieć jednego mechanika w Polsce i dojeżdżać na mecze do Szwecji, gdzie dostanę dwa razy większe pieniądze niż na Wyspach przy dużo niższych kosztach podróży. Dla niektórych może to zabrzmieć egoistycznie, ale kariera żużlowca to moja praca i chcę też wychodzić z tego wszystkiego na plus. Gdyby nie ograniczenie lig, jeździłby pan w Wielkiej Brytanii? - Gdyby nie zostały wprowadzone te przepisy, to na pewno ścigałbym się w Wielkiej Brytanii. Właściwie miałem podpisaną już umowę, ale niestety nowinka regulaminowa stanęła mi na przeszkodzie. Drzwi są jednak zawsze otwarte i działają w obie strony. Poprzedni sezon spędził pan w PGG ROW-ie. Wielu ekspertów zwracało uwagę, że atmosfera nie należała tam do idealnych. Jeden z zawodników powiedział nawet, że treningi przypominały Grand Prix Rybnika. Jak pan wspomina ten okres? - To był dla mnie bardzo dobry sezon pod względem indywidualnym. Niestety sytuacja całej drużyny nie była już taka kolorowa. A co do treningów, to normalne we wszystkich klubach. Trzeba ciężko pracować i trenować, by wywalczyć miejsce w składzie. ROW pożegnał się jednak z PGE Ekstraliga i pana wybór padł na eWinner Apator Toruń. Dlaczego akurat ten kierunek? - Podjąłem taką decyzję, ponieważ mam z tą drużyną naprawdę dobre wspomnienia i zawsze jestem tu mile widziany. To co prawda była jedna z lepszych ofert, jakie otrzymałem, ale nie najlepsza pod względem finansowym. Nie jestem więc tutaj tylko i wyłącznie ze względu na pieniądze. W tym, że to dobry wybór dodatkowo utwierdzają mnie moje wyniki na Motoarenie. Od teraz jeden z moich ulubionych torów będzie w końcu moim domem. Przed podpisaniem umowy robił pan rozeznanie w środowisku? - Oczywiście, że poprosiłem o opinie kolegów z toru. Mamy wszyscy naprawdę dobry kontakt i razem rozmawiamy na ten temat tak samo jak prezesi klubów o ofertach przedstawionych zawodnikom. Zapytam więc o cele na sezon 2021. Zdania ekspertów są podzielone. Jedni mówią o walce o fazę play-off, drudzy sądzą z kolei, że sukcesem będzie samo utrzymanie. Co chce pan wywalczyć z kolegami z toru? - Moim głównym celem jest podreperowanie mojej średniej biegowej z poprzedniego sezonu oraz co najważniejsze, uzyskanie awansu do fazy play-off. Wielu zagranicznych zawodników woli nie ryzykować i na sezon przeprowadza się do Polski. Jak ta kwestia wygląda u pana? - Podobnie jak przed rokiem w trakcie sezonu zamierzam mieszkać w Polsce. Moja rodzina aktualnie znajduje się w Wielkiej Brytanii i jeżeli nie zostaną wprowadzone różnego rodzaju ograniczenia związane z podróżowaniem, to z chęcią wszystkich odwiedzę. Za kilka tygodni zadebiutuje pan w cyklu Grand Prix jako stały uczestnik. W 2019 roku miał pan już okazję przejechać tam cały sezon, jednak wyniki były dalekie od ideału. Teraz obejrzymy zupełnie odmienionego Roberta Lamberta? - Niestety nie byłem na to gotowy mentalnie. Zawiodła przede wszystkim głowa. Teraz jest jednak zupełnie inaczej. Moim głównym celem jest znalezienie się w najlepszej szóstce, która gwarantuje udział w cyklu w 2022 roku. Finansowo także jestem gotowy i już nie mogę doczekać się rozpoczęcia rywalizacji. Awans do Grand Prix musi nieść ze sobą ogromne inwestycje. W ostatnim czasie dużo się u pana pozmieniało? - Kupiłem nowego busa, ale w 2019 roku, więc teraz sobie już odpuściłem. Przed końcem ubiegłego roku udało mi się zakupić dwa nowe silniki oraz cztery nowe motocykle, które już miałem okazję testować. Przede wszystkim pieniądze starałem się więc inwestować głównie w swój sprzęt. Co powie pan o swoim teamie? Po awansie do Grand Prix pojawi się może jakiś mentor, który da przewagę nad innymi? - Mój team wygląda dokładnie tak samo jak w roku ubiegłym i nie planuję żadnych zmian. Zatrudniłem jedynie nowego mechanika. Co do mojego mentora, to taką funkcję sprawuje po części mój tata, który sporządza mi notatki i jeździ ze mną na zawody. Jest dla mnie jak druga para oczu. Każdy zawodnik ma swoją ulubioną rundę Grand Prix. Na zakończenie zapytam więc jakich zawodów wyczekuje pan najbardziej? - Ciężko stwierdzić, bo z niecierpliwością czekam na wszystkie rundy i rozpoczęcie ścigania. Jeżeli miałbym wybierać, to chyba jednak Cardiff. To magiczna runda, przede wszystkim dzięki niesamowitej atmosferze. Chciałbym, by byli tam fani i mogli mi kibicować. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź