Polski mistrz świata, obrońca mistrzowskiego tytułu, był o krok od tego by w walce o kolejne złoto, ponieść dotkliwą stratę do Artioma Łaguty. Przed turniejem w Szwecji obu dzielił tylko punkt w klasyfikacji generalnej. Tymczasem w sobotę Rosjanin od początku nad szwedzkim torem wręcz "fruwał", a Polak miał kłopoty. W pierwszej serii z błotnistego czwartego pola nie miał szans by nawet nawiązać walkę z rywalami, a potem było niewiele lepiej. Męczył się, szukał szybkości. W efekcie po czterech seriach rundy zasadniczej był w głębokiej d..., bo na koncie miał ledwie 5 punktów. By awansować do półfinału potrzebował wygranej i ją wywalczył, ale na tle rywali wcale nie wyglądał na "demona prędkości", więc polscy kibice z duszą na ramieniu czekali na bieg decydujący o awansie do wielkiego finału. I wtedy Zmarzlik w końcu pokazał dlaczego jest podwójnym indywidualnym mistrzem świata. Z zewnętrznego pola wyskoczył tak, że na dojeździe do pierwszego łuku nie miał najmniejszych problemów by swobodnie przemknąć obok Łaguty. To był nokautujący cios, który Polak powtórzył w finale, wygrywając z ogromną przewagą nad rywalami. Batalii o złoto to nie rozstrzygnęło. Po 7. turniejach przewaga punktowa Zmarzlika nad Łagutą wzrosła tylko do trzech punktów i wszystko rozstrzygnie się w czterech ostatnich turniejach, ale wydaje się, że zyskał nad rywalem ogromną przewagę psychologiczną. Rosjanin już wie, że chcąc zdobyć upragnione złoto będzie musiał zdetronizować człowieka, który ma wszelkie dane ku temu by stać się największym zawodnikiem w historii tej dyscypliny. Jeśli w tym roku zdobędzie trzecie z rzędu mistrzostwo świata, to będzie już w połowie drogi do dogonienia Ivana Maugera i Tony’ego Rickardssona (po sześć tytułów), a na liście triumfatorów pojedynczych turniejów jest już blisko podium. Do trzeciego Grega Hancocka brakuje mu jeszcze siedmiu zwycięstw, do Tomasza Golloba ośmiu, a do Jasona Crumpa dziewięciu. Jeśli będzie wygrywał z taką częstotliwością jak w tym roku (4 zwycięstwa w 7 turniejach), to może ich wszystkich przegonić już w przyszłym roku! Mistrz świata przy okazji szwedzkich zaimponował jeszcze jednym. Znów dał swym kolegom z toru lekcję profesjonalizmu. Przed kluczowym biegiem w rundzie zasadniczej, gdy los jego awansu do półfinału wisiał na włosku, nie kopał w śmietniki, nie rzucał kaskiem, nie popychał mechaników. Ba, nawet reportera Canal+ nie wygonił z boksu, tylko przyjął jego zaproszenie i stanął przed kamerą do telewizyjnego wywiadu. Sami odpowiedzcie sobie na pytanie żużlowców byłoby na to stać?