Wojciech Kulak, Interia: Za panem chyba niezbyt wymarzony początek rozgrywek. W końcu jednak udało się przełamać i w spotkaniach przeciwko Zdunek Wybrzeżu i Aforti Startowi spisał się pan wyśmienicie. Co było przyczyną nieco niemrawego wejścia w sezon? Nicolai Klindt, zawodnik Arged Malesa Ostrów: Nie powiedziałbym, że to były złe mecze w moim wykonaniu. W Bydgoszczy zdobyłem przecież 12 punktów i gdyby nie taśma, w Tarnowie przy swoim nazwisku również miałbym tam dwucyfrową liczbę "oczek". Dlatego uważam więc, że początek sezonu z mojej strony nie jest najgorszy. Może punkty się nie zgadzają, ale czuję się dobrze na motocyklu i chyba było to widać. W tym tygodniu nic się nie zmieniło. W spotkaniu z Gdańskiem i Gnieznem może po prostu miałem więcej szczęścia. Muszę przyznać, że szczególnie świetnie jechało mi się przeciwko Aforti Startowi. Koronawirus wciąż nie odpuszcza. Cały czas funkcjonują różnego rodzaju ograniczenia związane chociażby z podróżowaniem. Gdzie w związku z tym mieszka pan obecnie na co dzień? Oczywiście jest niebezpiecznie, ale jeszcze gorsza jest chyba ta trudna sytuacja związana z tym wszystkim. Latanie jest bardzo trudne, ale na szczęście podróże samochodem są dobrą alternatywą. Obecnie mieszkam zarówno w Polsce, jak i w Danii. Mam więc w miarę dobrze. Tak z ciekawości zapytam, ile testów na obecność koronawirusa przeszedł pan już w tym sezonie? To dobrze, że robi się je przed każdym meczem? Szczerze mówiąc przestałem to liczyć. Może 15? Oczywiście dobrze jest testować zawodników przed każdym spotkaniem, ale wirus może pojawić się nawet na kilka godzin przed meczem. Dlatego moim zdaniem robienie tak wielu testów trochę mija się z celem. Powinno je się przeprowadzać tylko wtedy, kiedy ktoś wykazuje objawy. Od kilkunastu dni nie jeździcie już tylko sami dla siebie. Na trybunach pojawili się także kibice. Od tego momentu wiatru w żagle nabrała pańska Arged Malesa Ostrów. Przypadek? Zdecydowanie nie! To niewątpliwie jeden z powodów naszego sukcesu. Po ich powrocie wygraliśmy aż trzy spotkania z rzędu. Zespół z Ostrowa ma naprawdę kapitalnych kibiców i praktycznie w każdym spotkaniu są naszym dodatkowym zawodnikiem. Dziękuję im za to. Jakiś czas temu napisał pan na Twitterze o tym, że przepis z obowiązkowym zawodniku U- 24 w meczowym składzie w PGE Ekstralidze jest bezsensu. Gdyby nie zmiana regulaminu, jeździłby pan teraz w najlepszej lidze świata? Uważam, że gdyby nie doszło do zmiany regulaminu, to jeździłbym teraz w PGE Ekstralidze. Staram się również patrzeć na żużel z perspektywy kibica, dlatego zdecydowałem się na napisanie tego tweeta. Niestety jestem tylko żużlowcem i nic nie mogę zmienić. Ta reguła najprawdopodobniej zostanie, a z nią naprawdę ciężko będzie mi podpisać kontrakt w najwyższej klasie rozgrywkowej w waszym kraju. To powinno funkcjonować na takich zasadach, że jak jesteś dobry to startujesz, a nie tak jak teraz, że należy Ci się umowa bo nie masz skończonych iluś tam lat. A co sądzi pan o innej nowince regulaminowej? Chodzi mi tu o ograniczeniu zawodnikom startów w ligach zagranicznych. Ci z PGE Ekstraligi mogą wybrać tylko jedne dodatkowe rozgrywki. Myślę, że idealnym rozwiązaniem byłaby możliwość startu w dwóch ligach zagranicznych, nawet dla zawodników z PGE Ekstraligi. Jedna liga poza Polską to zdecydowanie za mało. Dobra forma niektórych zawodników opiera się na częstej jeździe. Przecież dodatkowe ligi to nie przymus. Kto chce to pojedzie, kto nie to nie. Przed sezonem widniał pan w składzie Ipswich Witches, jednak nie pojawił się pan na inauguracji SGB Premiership. Oznacza to rezygnację z występów w Wielkiej Brytanii? Dokładnie. Mogę już oficjalnie powiedzieć o tym, że odpuściłem starty na Wyspach. Nie mam także planów dotyczących powrotu do Anglii. Wiązałoby się to z kolejnymi przeszkodami w postaci ograniczeń w podróżach, czy zbyt częstych testów na obecność koronawirusa. W tym roku stawiam na Polskę, Danię i Szwecję. Poza tym dojdą oczywiście kwalifikacje do Grand Prix, gdzie nie chcę być tłem dla rywali. Wierzy pan w awans do Grand Prix już w tym roku? Wierzę w swoje umiejętności i myślę, że jestem w stanie to zrobić. Do tego potrzeba jednak wyrównanej formy. W każdych zawodach zawodnik musi pojechać na co najmniej świetnym poziomie. Nie mogą przytrafić mi się gorsze dni, a wtedy będzie dobrze. Kilka miesięcy temu ponownie doszedł pan do porozumienia ze Stalą Gorzów, gdzie jeśli nadarzy się okazja, będzie pan występował tam jako "gość". Odbył już pan parę treningów na stadionie imienia Edwarda Jancarza? To bardzo techniczny tor, który pomógł niejednemu zawodnikowi. Mam tu oczywiście na myśli eliminacje do Grand Prix, gdzie turnieje odbywają się na różnych obiektach. To może być pański atut. Bardzo lubię gorzowski tor, aczkolwiek jeszcze nie miałem okazji tam trenować. Nie zwracam uwagi na to, czy byłby mi on pomocny, bowiem nie zostanie rozegrana tam żadna z rund eliminacyjnych do Grand Prix. We wtorek organizatorzy TAURON SEC rozdali pięć stałych dzikich kart. Niestety pańskie nazwisko nie znalazło się w gronie szczęśliwców. Jest niedosyt? Na pewno człowiek czuje delikatne rozczarowanie, gdy nie widzi siebie na liście. Należy jednak spojrzeć na to z drugiej strony. Jest już mnóstwo Duńczyków w tegorocznym cyklu, więc zwyczajnie organizatorzy postawili na inne nacje, co jest niewątpliwie racjonalne. Nie mam do nikogo żadnych pretensji i przyjąłem to wszystko na klatę. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź