Artur Mroczka rzutem na taśmę został zawodnikiem Unii. Już mówi, że będzie walczył o skład, że chce być tarnowskim Leigh Adamsem, czyli legendą. Kadra Jaskółek z Mroczką wygląda fajnie na papierze, ale tam może być teraz duży problem z dobrą atmosferą. Cały kłopot polega na tym, że zakontraktowani wcześniej zawodnicy dostali zapewnienie: rywalizacji o skład nie będzie. A okazuje się, że jednak będzie. W żużlu rywalizacja się nie sprawdza. Zawodnik potrzebuje dużego kredytu zaufania. W tym sporcie zdarzają się sprzętowe tąpnięcia, a wtedy najlepszym lekarstwem jest czas i jazda. Trudno jest znaleźć dobry silnik i trafić w odpowiednią regulację, gdy nie dostaje się szans na starty w meczu. A tylko sprawdzian w warunkach bojowych ma sens. Poza wszystkim rotacja żużlowcami sieje spustoszenie w ich głowach, tracą pewność siebie, mocno obniżają loty. Paweł Miesiąc, który trafił do Unii z Motoru Lublin, na własnej skórze przekonał się, co znaczy rywalizacja. W sezonie 2020 walczył o skład z Jakubem Jamrogiem. Obaj wyszli z tego mocno poturbowani. W sumie w Lublinie nie mieli większego pożytku z żadnego z nich. Miesiąc wiążąc się z Unią, liczył na gwarancje. Ustne dostał. Teraz ich jednak nie ma, bo jest Mroczka. Dla menedżera Tomasza Proszowskiego to komfort, dla Miesiąca dramat, bo okazuje się, że wpadł z deszczu pod dziurawą rynnę. Wygląda na to, że Unia ostatecznie skusiła się na Mroczkę po niepowodzeniach z zawodnikami mogącymi startować na pozycji U-24. Miał być Michał Gruchalski, potem rozmawiano z Danielem Kaczmarkiem, ale obaj trafili do innych drużyn. Ostatecznie podpisano więc umowę z Aleksandrem Woentinem. To nie jest jakiś wielki zakup, więc pewnie uznano, że lepiej się z tego powodu dobrze zabezpieczyć na seniorce. Pytanie, kogo Mroczka wyrzuci ze składu? Wspomnianego Miesiąca? A może Ernesta Kozę, który w minionych rozgrywkach wygrał Unii kilka spotkań. Przed menedżerem Proszowskim zadanie: poukładać to wszystko tak, żeby od bogactwa nie dostać zawrotu głowy.