Mikkel Michelsen miał w ostatnim meczu pecha. Był szybki na trasie, ale punktów za wiele nie zdobył, bo w trzech na cztery wyścigi zaliczył defekty. Po trzecim był tak wzburzony, że spakował motocykle do busa, wykąpał się i zostawił zespół. Duńczyk pokazał kompletny brak profesjonalizmu. Tak się składa, że był potrzebny w pierwszym z biegów nominowanych. Menedżer Jacek Ziółkowski chciał na niego postawić, ale nie mógł. Musiał sięgnąć po dwóch juniorów. Michelsen narobił Motorowi kłopotów I tak się pechowo złożyło, że Wiktor Lampart wjechał w 14. biegu w taśmę i nie było go kim zastąpić. W takiej sytuacji zawodnika, który zaliczył taśmę, zastępuje młodzieżowiec. Motor już jednak nie miał żadnego w odwodzie. Osamotniony Mateusz Cierniak przegrał 1:5 i niewiele brakowało, by lublinianie stracili rzutem na taśmę pewne zwycięstwo. Michelsen miał prawo być zły i zdenerwowany, ale nie miał prawa samemu decydować o tym, jak zakończy ten mecz. Menedżer nie powiedział mu, że nie będzie już potrzebny, więc powinien był czekać w gotowości. Tego jednak nie zrobił, dlatego w klubie chcą sobie z Michelsenem poważnie porozmawiać, by takie sytuacje nie zdarzały się na przyszłość. Przy okazji ktoś w Motorze powinien też Michelsenowi zwrócić uwagę na to, żeby trzymał fason w mediach społecznościowych. Przypomnijmy, że zawodnik nazwał Marcina Majewskiego, szefa żużla w nSport+ "królem głupoty". I to wszystko w odpowiedzi na żart dziennikarza, który napisał o Duńczyku: król defektów. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź