Oprócz Niedźwiedzia i Perzyńskiego w dyskusję włączyli się także Sebastian Helwig i Damian Boduch, któzry również jeździli na żużlu. Post cieszył się wieloma pozytywnymi reakcjami innych zawodników, niezwiązanych z zielonogórskim klubem. - Wszystko zależało zawsze od władz. Chłopaki mogą mieć jednak dużo racji. Za czasów Marka Jankowskiego miałam bardzo duże wsparcie. Później było już coraz gorzej i gorzej. W pewnym momencie sytuacja zrobiła się tak krytyczna, że postanowiłam odejść. Przestałam jeździć, bo nie dało się współpracować z ówczesnymi władzami - opowiada nam Klaudia Szmaj. Nie chcieli milionów, a jedynie pomocy Uwagę obserwatorów przykuł zwłaszcza zwrot "karma wraca", którego użył Niedźwiedź. - W punkt. Przy braku wsparcia nikt nie jest w stanie niczego zrobić. Wielokrotnie prosiliśmy działaczy, aby zwrócili na nas uwagę. Marka Jankowskiego nie trzeba było prosić, bo on sam wiele serca w to wkładał. Potem jednak władza się zmieniła i stało się to nie do zaakceptowania. Jak jedna strona prosi, a druga tylko wymaga i nie podejmuje rozmowy, to nie ma o czym gadać. Teksty, typu: klub to nie bank i nie udziela pożyczek, były żałosne. Nie przyszłam tam dla rozgłosu, tylko dlatego, że chciałam jeździć - komentuje pierwsza Polka z licencją żużlową. Klaudia Szmaj zwraca uwagę na pewien fakt, mogący wiele mówić. - Odchodzą z tego klubu zawodnicy światowej klasy. To o czymś świadczy. Jeśli ktoś jest nastawiony tylko na zysk, a niczego od siebie nie daje, to tak się nie da. Ja klubu zmienić nie mogłam. Nie pozwolili mi rozwiązać kontraktu. Sprawa obiła się o trybunał i tak się skończyła moja historia. Skontaktowaliśmy się z Falubazem w celu uzyskania komentarza do sprawy. Rozmawialiśmy np. z dyrektorem klubu Kamilem Kawickim, który jednak nie chciał się wypowiadać. - Tak było zawsze. I tak będzie. I tak niczego mądrego nie mają do powiedzenia. Chowają w głowę w piasek i nie chcą ponieść odpowiedzialności. Nikt od władz klubu nie wymagał milionów, tylko podstawowej pomocy i zwykłej opieki - zakończyła była zawodniczka.