Falubaz w tamtych czasach uchodził za jeden z najlepiej zorganizowanych klubów żużlowych w Polsce. Za ery Roberta Dowhana zielonogórzanie na stałe dołączyli do grona drużyn, które co roku wymieniano w kontekście walki o medale. I tak najpierw w 2009 roku wpadło złoto, rok później był przegrany finał z Unią Leszno i srebro, a w 2011 roku prezes wymarzył sobie odbicie złota. Trzeba przyznać, że miał na to swój plan, który zadziałał świetnie. Najważniejsze elementy tej układanki to Marek Cieślak i Greg Hancock. Zacznijmy od trenera. Nie od dziś wiadomo, że doświadczony szkoleniowiec kojarzony jest z sukcesami. A dziesięć lat temu mówiło się nawet, że czego się nie dotknie, to zamienia w złoto. Chyba z tego założenia wyszedł Dowhan. Stwierdził, że potrzebuje prawdziwego przywódcy, który będzie potrafił dotrzeć do swoich zawodników. Do tego wszystkiego Falubaz dorzucił jeszcze Hancocka. To też okazał się strzał w dziesiątkę. Amerykanin był liderem drużyny i mógł spokojnie odciążyć Piotra Protasiewicza czy Andreasa Jonssona.Żeby nie było tak kolorowo wspomnijmy, że Falubaz rozkręcał się stosunkowo powoli. W rundzie zasadniczej od zielonogórzan był lepszy Unibax Toruń. Ale zespół Cieślaka wiatr w żagle zaczął nabierać w play-offach, gdzie zademonstrował swoją siłę. Najpierw odprawił z kwitkiem PGE Marmę Rzeszów, potem górą okazał się w derbach lubuskich nad Stalą Gorzów, a w finale przyszło im zmierzyć się z Unią Leszno. Choć Unia broniła tytułu, to dwumecz finałowy miał jednego faworyta. Był nim Falubaz. Obrońcy tytułu w trakcie całych rozgrywek mieli sporo problemów, a w ich przypadku samo zajście tak daleko było wielkim sukcesem. W każdym razie w pierwszym meczu zielonogórzanie co prawda przegrali różnicą czterech punktów, ale w rewanżu wygrali już bardzo pewnie i zdobyli tytuł. Marynarka Roberta Dowhana mogła zapłonąć po raz kolejny.Na koniec dodajmy, że Falubaz w pełni zasłużył na tytuł. Ciekawą postacią w drużynie był Jonas Davidsson. Szwed zaliczył wtedy sezon życia. Mówił, że to zasługa Cieślaka, który zaufał mu i dał szansę. Do dziś mówi się, że mógł to być kluczowy element w całej układance pod tytułem "Falubaz 2011". Zielonogórzanie mieli bowiem czwórkę silnych seniorów, dobrych juniorów z Patrykiem Dudkiem na czele, ale w wielu spotkaniach to właśnie Davidsson był tym, który przesądzał o losach meczów. Co ciekawe, Davidsson już nigdy nie powtórzył takich rozgrywek i bardzo szybko wyleciał z PGE Ekstraligi. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź</a>