Pamiętny sezon 2007 był małą zapowiedzią lepszych czasów dla Unii Leszno. Wtedy jeszcze drużyna nie zdobywała seryjnie medali tak, jak obecnie, ale wokół klubu czuć było dużą ulgę i spełnienie. Józef Dworakowski, ówczesny prezes, od zawsze słynął z tego, że nie chciał przepłacać zawodników, a wolał stawiać na poukładanych i lojalnych żużlowców. Takim był właśnie Leigh Adams. Człowiek - legenda dla całego Leszna. Historia Australijczyka jest bardzo ciekawa. Do Unii trafił w 1996 roku i mimo tego, że cały czas należał do ścisłej światowej czołówki, to nigdy nie skusił się na lepsze finansowo oferty ze strony bogatszych klubów. Był wierny swojej drużynie i cierpliwie czekał na upragniony sukces. Ten nadszedł właśnie w 2007 roku, a Adams był tym, który poprowadził zespół do złota.Unia może dream teamu nie miała, ale trudno nie odnieść wrażenia, że ta drużyna była świetnie zbilansowana, a wszystkie klocki były na swoim miejscu. Poza liderem Adamsem był Krzysztof Kasprzak, który miał świetny sezon. Do tego numer dwa w Polsce Jarosław Hampel. Dobry okres w swojej karierze miał miejscowy matador Damian Baliński. W tamtym okresie ocierał się zresztą o Reprezentację Polski i Drużynowy Puchar Świata, co najlepiej oddaje formę doświadczonego zawodnika. Na pozostałych pozycjach Unia zainwestowała w młodych i zdolnych. Byli nimi doskonale znani dzisiaj Troy Batchelor i Jurica Pavlic. Wtedy uchodzili za najlepiej rokujących juniorów na świecie. Szczególny wystrzał formy miał drugi z nich. Długo zanosiło się na to, że talent Chorwata w niedalekiej przyszłości zaprowadzi go nawet do cyklu Grand Prix. Na dokładkę był Adam Kajoch i Robert Kasprzak, którymi rotował trener Czesław Czernicki.Przy tym panu zatrzymajmy się na chwilę. Był to charyzmatyczny szkoleniowiec, który rządził twardą ręką. Słynął z tego, że przygotowywał trudne, przyczepne tory, na który drużyny gości najczęściej kręcili nosem. Bez dwóch zdań jednak leszczyński tor był olbrzymim atutem dla Unii w całych rozgrywkach. To był właśnie atut Czernickiego. Inna sprawa, że miał swój charakter, ale rządy twardą ręką pomogły jemu i Unii w osiągnięciu sukcesu.Unia cały sezon jechała równo, ale to Unibax Toruń był najlepszy po rundzie zasadniczej. Cała zabawa zaczęła się dopiero w play-offach. A dokładnie w finale, gdzie mieliśmy prawdziwy klasyk toruńsko - leszczyński. Szanse oceniano mniej więcej po równo. Jednak to Unia zachowała zimną krew w kluczowym momencie i najpierw wygrała u siebie 49:41, a później na wyjeździe potwierdziła sukces zwyciężając 44:46. Rozczarowanie w obozie drużyny Unibaxu było olbrzymie, a Unia stała się najlepszym przykładem tego, jak wygrywać mistrzostwa w realiach play-offów i dwumeczu finałowego. Dużą satysfakcję z sukcesu miał na pewno Józef Dworakowski, który pokazał, jak pokonać drużynę wspieraną przez miliardera Romana Karkosika. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź