Bartosz Zmarzlik pojechał na Teneryfie, gdzie jest na zgrupowaniu z zespołem Stali, trasą rowerową poleconą mu przez Roberta Kubicę. - On był tutaj wiele razy i polecił mi ten szlak. Wyruszyliśmy z Puerto Santiago, przez Santiago del Teide i Masce. Następnie zjechaliśmy w kierunku Buenavista del Norte, a stamtąd na wschód wyspy. Zawróciliśmy w Las Cruces i jeszcze raz przejeżdżając przez Santiago del Teide wróciliśmy do hotelu. Pokonaliśmy ponad 80 kilometrów, a przewyższenia na trasie sięgały ponad dwa i pół tysiąca metrów. Było idealnie - pisze Zmarzlik na swojej stronie. Mistrz świata na żużlu nie poprzestał na trasie poleconej przez Kubicę. Zrealizował też indywidualny cel jadąc trasą na wulkan Teide, który ma ponad 3700 metrów wysokości. - Taka trasa, to jak całowanie tygrysa w tyłek. Przyjemność niewielkie, a niebezpieczeństwo duże - mówi były trener kadry Marek Cieślak, nawiązując do jednego z powiedzeń byłego szkoleniowca piłkarskiej kadry Wojciecha Łazarka. - Wiadomo, że Bartek nie wjechał na ten szczyt w tempie zawodowych kolarzy. Nie dziwi mnie jednak, że on to zrobił. Od kilku lat trenuje na rowerze, od zawodowców, którzy go widzieli w akcji, wiem, jak dobrze śmiga. A jak ktoś dużo jeździ, to taki długi podjazd pod górę, gdzie z każdym metrem tlenu mniej, nie stanowi problemu - kwituje Cieślak, który rok temu jechał ze Zmarzlikiem ze Szklarskiej Poręby do Świerklańca. Nie pozostaje nic innego, jak czekać na wyczyny Zmarzlika na żużlowych torach. Jeśli sprzęt będzie działał, to możemy być o niego spokojny, bo wciąż jest głodny sukcesów i zdobywania kolejnych szczytów. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź