Dariusz Ostafiński, Interia: Czytałem, że porażkę ze Stalą wziął pan na siebie? Piotr Baron, menedżer Fogo Unii Leszno: Przyznałem, że tor nie był przygotowany, tak jakbym tego chciał. Nie pasował moim zawodnikom i to był problem. Czy ten błąd w przygotowaniu toru wziął się, stąd, że przykładowo sparing z Falubazem był rozgrywany przy piętnastu stopniach na plusie, a mecz ze Stalą przy plus pięciu? - To był główny powód, że nie udało się toru przygotować tak, by nam pasował. Nie chciałbym wnikać w szczegóły, ale temperatura ma wpływ na wiele czynników. Inaczej się to wszystko wiąże, jak jest zimno, a tor twardy. Tor był gorzowski. Szeroka nie pracowała, za to przy krawężniku, tam, gdzie lubią jeździć zawodnicy Stali, było dobrze. - Nie chciałbym się wikłać w dyskusje, czy tor był gorzowski, czy jakiś inny. Nam nie pasował i tyle. A jaki wpływ na przebieg meczu miało sobotnie szaleństwo z wynikami testów. Przed południem było ryzyko, że nie pojedziecie. Dopiero o dziesiątej wieczorem dowiedzieliście się, że spotkanie będzie. Ciężko jest chyba utrzymać motywację na wysokim poziomie? - Na pewno jest to dyskomfort. Zawodnicy czekają i pytają: pojedziemy, czy nie pojedziemy. To nie pomaga, ale wpływu na to nie mamy, nic nie można z tym zrobić. Myślę sobie jednak, że może warto by robić testy w środę. Różnie te laboratoria działają. W tych bardziej obłożonych wyniki spływają później. Potem jest nerwówka. Ciężko też układa się skład, nie wiedząc, kogo się będzie miało finalnie do dyspozycji. Po tej przegranej nie brak komentarzy, że zabrakło punktów juniorów, że Unia będzie miała problem, bo już nie jest taka mocna w tej formacji. Rok temu młodzieżowcy wygrywali wam mecze. - Wprowadzamy nowych juniorów i potrzeba im odrobinę czasu. Po to jednak mamy mocnych seniorów, żeby oni robili większe punkty. Z drugiej strony jeden mecz, to za mało, by mówić, że nie mamy juniorów. To nie czekacie na Ratajczaka, jak na zbawienie? Chłopak ma talent, ale dołączy dopiero w maju, po urodzinach. - Skupiamy się na tym, żeby jak najlepiej przygotować tych, którzy z nami są. A jak Damian dołączy i będzie dobry, to tym lepiej dla nas. Zasadniczo każdy junior, jaki by nie był, potrzebuje czasu. Nie ma takiego, co by od razu po 10 punktów zdobywał. Trzeba zebrać doświadczanie, by urosnąć. Bartek Zmarzlik też tak zaczynał. Co się stało w niedzielę z Pawlickim. Zakładam, że bardzo chciał, ale nie szło, a na dokładkę przewracał rywali, zasłużył na żółtą kartkę. - To pierwszy mecz, stąd ta odrobina nerwówki. Wróćmy do problemu z juniorami. Czy mimo tego nadal jedziecie o złoto? - My chcemy walczyć o jak najwyższe cele, podobnie jak siedem pozostałych drużyn. Uważam, że wszystko nadal jest możliwe. Po jednym meczu nie ma co wyciągać generalnych wniosków. Po czterech, pięciu kolejkach będziemy mądrzejsi. Proszę powiedzieć, czy nie było trochę tak, że zlekceważyliście Stal. Oni mieli kłopoty z domowym torem, pojechali dwa słabe sparingi, a u was było wręcz przeciwnie, wszystko się układało. - Nie było lekceważenia. Była natomiast nawet zbyt duża chęć, żeby wygrać ten mecz. Stąd wzięły się nerwy na torze. Ma pan do kogoś zastrzeżenia po tym meczu? - Mam do siebie za tor. Zawodnicy byli przygotowani do czegoś innego, a potem, w trakcie meczu, ciężko wypracować dobre korekty. Za tydzień mamy wyjazd, ale na kolejne spotkanie u siebie musimy się lepiej przygotować. Prezes Piotr Rusiecki opowiadał nam ostatnio, że na każdym meczu jest w parku maszyn. Po porażce ze Stalą był zły? - Nie. Myślę, że za wcześnie na awantury, jeśli o to pan pyta. Jeszcze wiele się może zmienić. Inna sprawa, że prezes już chyba nie ma żadnej marynarki do spalenia, a to część mistrzowskiej fety. - Jeszcze postaramy się coś z tej szafy prezesowi wyciągnąć. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź