Mieliśmy w tym roku sporo zamieszania z oponami. Po badaniach, które przeprowadził w czerwcu PZM, okazało się, że dwaj główni producenci wypuścili na rynek partię zbyt miękkiego ogumienia. Nie spełniało ono warunków homologacji. W ostatnich meczach rundy zasadniczej mieliśmy w związku z tym częstsze kontrole, a na play-off PGE Ekstraliga wymyśliła, że wybierze po jednym dostawcy opon Anlasa i Mitasa. Zostali skreśleni przez PGE Ekstraligę, ale i tak dostarczyli opony Z przetargu skreślono na wstępie ludzi związanych z klubami i zawodnikami. Tak odpadli z niego Rafał Lewicki, menadżer Artioma Łaguty i pracujący w teamie Macieja Janowskiego Rafał Haj. Przetarg na dostawę Anlasa wygrał dostawca z Danii, a Mitasa firma z Wolsztyna. Z tą drugą nie ma problemu, bo Mitasy nie cieszą się wzięciem. Przykładowo w niedzielnym meczu w Lesznie wydano raptem trzy sztuki tego ogumienia. Co innego z Anlasami. I tu zaczyna się problem, bo jak się okazuje dostawca z Danii, nie był przygotowany na to, by w niedzielę dostarczyć 160 sztuk opon na dwa mecze półfinałowe PGE Ekstraligi. Opony, których mu brakowało, dostarczyli ... Lewicki i Haj. Menadżerowie gwiazd Sparty po meczu odbierali opony od Duńczyka Menadżerowie gwiazd Betard Sparty nawet specjalnie nie kryli się z tym, że dostarczyli opony na mecz. Lewicki jest zresztą oburzony decyzją PGE Ekstraligi, która jego zdaniem nie ma niczego wspólnego z wolnym rynkiem. Po niedzielnych meczach Lewicki i Haj odbierali od duńskiego dystrybutora te opony, których nie wykorzystał, a które dostał od nich. Nie wiemy, ile sztuk wziął z powrotem Haj, ale Lewicki miał odebrać po półfinale w Lesznie 60 opon. Zabieg z przetargiem miał ukrócić spekulacje dotyczące tego, że niektórzy zawodnicy jeżdżą na zbyt miękkich oponach, które pozwalają im osiągać większe prędkości i wygrywać z rywalami. W praktyce okazuje się, że sito jest dziurawe. Dystrybutor, który wygrał przetarg na wyłączność i tak korzysta z opon tych, którzy z przetargu byli wykluczeni. Cegielski stawia konkretne zarzuty Ponadto sama procedura przekazywania opon też nie wyklucza tego, że może dochodzić do manipulacji. Nie ma żadnego losowania. Po prostu dostawca wyciąga opony z busa i każdemu daje jego przydział. Jak słusznie zauważył w Magazynie PGE Ekstraligi w nSport+ Krzysztof Cegielski jeśli ktoś chciałby w busie zostawić opony specjalnie dedykowane dla jednego zawodnika, to mógłby to bez problemu zrobić, bo przecież przed zawodami żużlowcy nie wybierają opon, lecz dostają te, które daje im dostawca. Ten punkt procedury należy bezwzględnie poprawić. Tak na marginesie, to zwycięzca przetargu tez powinien być wezwany do złożenia wyjaśnień. Wydaje się, że pozyskanie opon ze źródeł, które były wykluczone z procedury, jest złamaniem zasad. Zresztą Cegielski mówił w programie nSport+, że w tygodniu poprzedzającym mecz dzwonił do Lewickiego, żeby zamówić opony dla Janusza Kołodzieja. - Usłyszałem wtedy od Rafała, że nie może mi nic sprzedać, bo musi podratować Duńczyka, który wygrał przetarg i nie ma opon - mówi nam Cegielski. PGE Ekstraliga zaprzecza, by były kłopoty - Na meczach 15. rundy PGE Ekstraligi rozegranych 5. września dostawca z Danii, jedna z dwóch firm, które zapewniły sprzedaż tylnych opon do motocykli żużlowych marek Mitas i Anlas o homologacji ważnej na sezon 2021, miał po 160 opon bezpośrednio z magazynu w swoim kraju - tłumaczy PGE Ekstraliga. - Busy duńskiego dostawcy z towarem nie były otwierane przed wjazdem do parków maszyn w Gorzowie i Lesznie - czytamy dalej w wyjaśnieniu nadesłanym do redakcji. - Dostawca potwierdził też Ekstralidze Żużlowej, iż nie posiadał ze sobą opon od polskich dystrybutorów, w tym firm Rafała Haja i Rafała Lewickiego. Wręcz odwrotnie, co podkreślił, po obu półfinałach PGE Ekstraligi pozostałe opony dostarczył do dwóch polskich dilerów w celu ich sprzedaży na mecze eWinner 1. Ligi i 2. Ligi Żużlowej. Gdybyśmy nie mieli wystarczającej ilości opon na stanie, nie złożylibyśmy oferty w konkursie - podsumował dystrybutor w rozmowie z Ekstraligą.