Żużlowcy ścigający się w PGE Ekstralidze w maju przyjechali do Polski, gdzie musieli się tymczasowo osiedlić, bo podróżowanie w związku z pandemią było mocno ograniczone. Martin Vaculik zdecydował, że nie zabierze ze sobą swojej rodziny w trosce o bezpieczeństwo. Później co prawda restrykcje związane z reżimem sanitarnym w polskiej lidze zostały nieco poluzowane, ale Słowak i tak większość czasu spędzał w Polsce.Ten fakt, jak sam tłumaczy, miał mieć wpływ na jego formę w cyklu Grand Prix. Żużlowiec źle nie pojechał, ale dziewiąte miejsce jest dalekie od tego, jakie by go satysfakcjonowało. Było to o tyle dziwne, że w lidze praktycznie prezentował się bez zarzutów. Początkowo miał problemy sprzętowe, ale szybko sobie z nimi poradził. Zresztą bez niego RM Solar Falubaz nie miałby szans awansować do play-offów. W walce o medale Vaculik też był liderem swojej drużyny. - W Grand Prix popełniłem wiele błędów w półfinałach, a to kosztowało mnie utratę punktów. Podejmowałem złe decyzje w złym czasie. Zresztą to był naprawdę dziwny sezon w Grand Prix. Sam nie wiem, co mam o nim myśleć. Mieszkałem w Polsce prawie cały czas. Nie czułem się z tym tak komfortowo, jak wtedy gdy mieszkam ze swoją rodziną w domu. A do tego wszystkiego zmagałem się z pewnym problemami sprzętowymi. Te czynniki miały wpływ na to, że zająłem dziewiąte miejsce. To zdecydowanie słaby wynik, ale to już historia. Patrzę teraz w przyszłość. Nie powiem jednak, że będę w sezonie 2021 mistrzem świata. Chcę po prostu walczyć, aby osiągnąć możliwie najlepszy rezultat - mówił Słowak w rozmowie z portalem speedwaygp.com.Vaculik mistrzostw świata może nie zawojował, ale dobra forma w PGE Ekstralidze została doceniona. Zawodnik szybko dogadał się z Moje Bermudy Stalą Gorzów, z którą ma walczyć o złoty medal. To zresztą dla niego powrót do klubu, w którym ma być liderem do spółki z Bartoszem Zmarzlikiem. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!