Aleksander Łoktajew po makabrycznym wypadku długo się nie podnosił. Błagalne prośby komentatorów nSport+, którzy mieli nadzieję, że Rosjanin opuści tor o własnych siłach, nie zostały wysłuchane. Z karetki Łoktajew wyszedł na własne życzenie Zawodnik Orła Łódź trafił na nosze a stamtąd do karetki. Nie stracił przytomności, ale był oszołomiony. Bolało go kolano, bark, a przede wszystkim głowa. Gdy tylko karetka z Łoktajewem zjechała z toru, lekarze chcieli go zabrać do szpitala na dalsze badania. Wtedy jednak stał się cud. Najpewniej zadziałała adrenalina, bo Łoktajew po kilku minutach poczuł przypływ sił i wyszedł z karetki na własną prośbę. Lekarz nie chcieli go puścić, dlatego musiał to zrobić. Żużlowiec chciał jechać w powtórce feralnego biegu, ale nie zdążył się przygotować. Wystąpił jednak w następnym wyścigu i wygrał. Chciał jeszcze pojechać w biegu nominowanym, ale trener Adam Skórnicki się na to nie zgodził. W szwedzkiej lidze nie pojedzie Szkoleniowiec najwyraźniej uznał, że nie ma sensu ryzykować zdrowiem zawodnika. Żużlowcu po upadku często zdobywają się na heroiczne czyny. Krzysztof Cegielski opowiadał, jak swego czasu uderzył głową w tor, ale chciał jechać dalej, choć nie wiedział, gdzie jest i co robi. Łoktajew, jak zapewniają nas ludzie z jego teamu, był w pełni świadom tego co robi, ale Skórnicki dał mu odpocząć. Swoją drogą, to miał Łoktajew sporo szczęścia. Przed meczem kupił nowy kask. Po upadku nie nadaje się on do użycia, ale swoją rolę spełnił, bo ochronił głowę. Swoje zrobiły też nowe modele ochraniaczy. Łoktajew miał w tym roku jeden wypadek w Danii, po którym zainwestował jeszcze mocniej niż wcześniej w sprzęt, który dobrze ochroni jego ciało. Także dlatego po sobotniej kraksie nie ma żadnych złamań. Choć w meczu Orła ze Zdunek Wybrzeżem (44:46) Łoktajew zachował się niczym cyborg, to wtorkowy start w lidze szwedzkiej odpuścił. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź