Jeszcze nie tak dawno Petera Ljunga określano jako etatowego pierwszoligowca. Reprezentant kraju Trzech Koron co prawda kilkakrotnie próbował swoich sił w PGE Ekstralidze, ale to zawsze na jej zapleczu wiodło mu się najlepiej. Szczególnie dobrze pamiętają go w Tarnowie, gdzie w sezonie 2017 i 2019 był jednym z liderów ekipy oraz plasował się w czołówce najskuteczniejszych żużlowców całych rozgrywek. W ubiegłym roku miało być podobnie. To właśnie w nim widziano lidera i zawodnika, który chociaż wprowadzi drużynę do najlepszej czwórki. O ile początek sezonu rzeczywiście nie był najgorszy, o tyle wszystko zaczęło sypać się jak domek z kart po fatalnej kraksie w Szwecji. 38-latek w jednym z biegów starcia jego Vetlandy Speedway z Dackarną Malilla szczepił się ze swoim rywalem i z całym impetem wjechał w dmuchaną bandę. Siła uderzenia była tak duża, że Szwed wystrzelił w powietrze i następnie uderzył jeszcze w jeden ze słupków okalających tor. Wówczas spodziewano się najgorszego. Ljung zaskoczył wszystkich i w ciągu kilkunastu dni powrócił na motocykl. Forma doświadczonego żużlowca była już jednak daleka od ideału. Mówiąc wprost, zupełnie nie przypominał siebie sprzed wypadku i wręcz zawalił kilka spotkań Unii Tarnów. Zespół ostatecznie zakończył rozgrywki na piątym miejscu, a 38-latek dostał od działaczy wolną rękę w poszukiwaniu nowego klubu. Miał wrócić do dawnej formy Wbrew pozorom o gasnącego w oczach zawodnika walczyło naprawdę mnóstwo ośrodków. Jego wybór padł na Cellfast Wilki, gdzie miał się przełamać po nieudanym sezonie. Ljung na samym starcie otrzymał ogromne zaufanie od działaczy, który wierzyli w potencjał 38-latka i twierdzili, że ponownie będzie on jednym z najlepszych żużlowców całej ligi. Inauguracja rozwiała wszelkie wątpliwości. Trzy punkty niedoszłego lidera w starciu z ROW-em przelały czarę goryczy i 38-latek z miejsca pożegnał się ze składem beniaminka eWinner 1. Ligi, bowiem przy jego obecnej formie nie ma nawet szans rywalizację jak równy z równym z nowo przybyłymi do Krosna Tobiaszem Musielakiem i Vaclavem Milikiem. Jak nie teraz, to kiedy? Klub z Podkarpacia chcąc zapewnić Szwedowi możliwie jak największą liczbę startów postanowił o jego wypożyczeniu. Z naszych informacji wynika, iż interesuje się nim przynajmniej jeden klub z najniższej klasy rozgrywkowej i to właśnie do drugiej ligi Ljung trafi w przeciągu kilkunastu najbliższych dni. Jest to niewątpliwie ostatni dzwonek na przebudzenie doświadczonego zawodnika. Jeśli 38-latek nie odpali w drugiej lidze, w przyszłości może mieć kłopoty ze znalezieniem nowego pracodawcy, a to spowoduje zakończenie kariery na polskich torach. Reprezentant kraju Trzech Koron ostatni raz na tym poziomie rozgrywkowym jeździł na początku swojej kariery w naszym kraju. W sezonie 2003 w barwach drużyny z Ostrowa zdobywał średnio 2,1 punktu na bieg. Z pewnością sam zainteresowany za kilka miesięcy chciałby powtórzyć to osiągnięcie. Wówczas znacznie wzrosłyby szanse powrotu przynajmniej na zaplecze PGE Ekstraligi. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź