Jakież było zdziwienie Jaimona Lidseya, kiedy po sezonie 2020 nie dostał żadnej propozycji kontraktowej z innego klubu. Australijczyk pytał nawet prezesa Fogo Unii Leszno Piotra Rusieckiego, jak to możliwe. Lidsey miał prawo się dziwić, tym bardziej że jego koledzy z drużyny byli rozchwytywani. Dwóch nawet zmieniło barwy (Bartosz Smektała, Dominik Kubera). Najprościej byłoby wyjaśnić brak ofert dla Lidseya faktem, iż ma ważny kontrakt z Fogo Unią do końca października 2021. Jednak wiemy doskonale, że nie ma takiej umowy, której nie można by było zerwać. Wydaje się więc, że w przypadku Lidseya działacze uznali, że nie ma sensu rozpoczynać rozmów z kimś, kto mieszka w domu prezesa klubu Piotra Rusieckiego i jest kimś więcej niż zawodnikiem. Lidsey jest jednym z dwóch Australijczyków mieszkających u prezesa Rusieckiego. Drugim jest Keynan Rew. Zawodnicy przemierzyli tysiące kilometrów i właśnie u działacza Unii znaleźli drugi dom. Mają gdzie spać, mają co jeść, prezes stworzył im idealne warunki do rozwoju kariery. Obu traktuje tak, jakby byli jego własnymi synami. Prezesi konkurencji nie chcieli wchodzić w ten rodzinny układ, uznając, że i tak nie ma szans na pomyślny finał negocjacji. Jakby nie spojrzeć Lidsey okazał się wybawieniem dla Unii w chwili wprowadzenia przepisu o obowiązku korzystania z zawodnika do lat 24. Zwłaszcza w sytuacji, w której nie udało się zatrzymać Kubery i Smektały, a oni również mogli startować na tej pozycji. Jak się okazuje takie rodzinne podejście, przynajmniej w niektórych przypadkach, bardzo się opłaca. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź