Fogo Unia wygrała w poniedziałek z Marwis.pl Falubazem Zielona Góra i zaklepała sobie awans do fazy play-off PGE Ekstraligi. Piąta z rzędu obrona tytułu drużynowego mistrza Polski wciąż jest realna. Wiem, że po wczorajszym dniu więcej mówi się o zmarnowanej szansie na pewne już utrzymanie przez ekipę Piotra Żyto, ale mnie bardziej cieszy sukces leszczynian. Jestem z Bydgoszczy, byłem prezesem tego klubu, moje serce należy do Polonii, ale nie zmienia to faktu, że darzę ogromnym sentymentem Unię. Po "Gryfach" "Byki" to mój numer dwa. Wypływ na to ma kilka czynników. Przede wszystkim jednak z leszczynianami zawsze świetnie mi się współpracowało. Czy szefem klubu był Rufin Sokołowski, czy później Józef Dworakowski nasze relacje były wzorcowe. Nie dochodziło między nami do żadnych zgrzytów. Nawet swego czasu odstąpiłem od dwóch transferów z Leszcza, choć papier z parafkami zawodników leżał już głęboko w szufladzie. Rufin i Józek byli ulepieni z zupełnie innej gliny i nie jest żadną tajemnicą, że za sobą nie przepadali. Kiedy wpadali na siebie nierzadko leciały wióry. Różniły ich nie tylko polityczne poglądy, ale i spojrzenie na Unię. Dworakowski przejął klub po Sokołowskim i to też odbiło się szerokim echem. Takie leszczyńskie piekiełko. Pewnie w trójkę na piwo nie poszlibyśmy, ale gdybyśmy spotkali się osobno, moglibyśmy konie kraść. Unię lubię jeszcze za to, że trzyma w składzie Emila Sajfutdinowa. Pośredniczyłem w sprowadzeniu go jeszcze jako nastolatka do Polski i jestem jego wiernym fanem. Szkoda, że Polonia na własne życzenie zaprzepaściła szanse na awans do czwórki eWinner 1. Ligi i marzenia o awansie musi odłożyć przynajmniej o rok. Miałem cichą nadzieję, że perspektywa powrotu do klubu, który był dla niego pierwszy oknem wystawowym na wielki świat żużlowy będzie na tyle kusząca, iż zobaczę go wkrótce ponownie z Gryfem na kewlarze. Prezes Jerzy Kanclerz na pewno odbył już z nim jakieś luźne rozmowy. Niestety brak play-off sprawił, że wszystkie plany wzięły w łeb.