Wróbelki coraz głośniej ćwierkają, że Australijczyk z polskim paszportem - Josh Grajczonek znów może nie przylecieć na sezon do Polski. To by oznaczało, że Abramczyk Polonia Bydgoszcz zostanie na chwilę przed startem eWinner 1 . Ligi bez rezerwy. Z gołą dwójką Polaków. Wypadałoby się zabezpieczyć. Tym bardziej, że zlikwidowano funkcję gościa, której nadużywano. Polonia myśli o poważnym wyniku, chce awansować do fazy play-off więc w moim odczuciu już powinna działać, aby nie zostać z ręką w nocniku. Żużel jest zbyt ryzykownym i urazowym sportem, żeby liczyć na to, iż uda się szczęśliwie przejechać sezon bez kontuzji, choć oczywiście Grzesiowi Zengocie i Adrianowi Gale tego z całego serca życzę. Choć rynek jest mocno przetrzebiony trzeba się koniecznie za kimś rozglądnąć. Inna sprawa, krajowi zawodnicy są na wagę złota, a prezesi pewnie nie będą zbyt skorzy, aby kogoś przynajmniej u progu ligi oddawać lub wypożyczać. Logika nakazywałaby pochylić się nad kandydaturą Grzegorza Walaska. W tym momencie to jeden z bardziej wartościowych zawodników do wzięcia, zwłaszcza na torach zaplecza PGE Ekstraligi. Niby podpisał kontrakt warszawski w Ostrowie, ale działacze raczej nie uwzględniają go w swoich planach. Szkopuł w tym, że Walasek dekadę temu rozstawał się z Bydgoszczą w niebyt miłej atmosferze. Grzesiu nie otrzymał kwiatów na pożegnanie i akurat w tym przypadku czas niekoniecznie uleczyłby rany. Nowy prezes Marian Dering dostał w spadku zawodnika i jego gażę od swojego poprzednika. Gdy przewertował warunki umowy Walaska z Polonią o mały włos nie spadł z krzesła. Okazało się, że żużlowiec miał jeden z wyższych kontraktów i to nie tylko w Polonii. Generał Dering zaprosił Grześka na rozmowy, poinformował go, że chciałby mu zmniejszyć uposażenie. Walasek nie zgodził się, konflikt eskalował. Jakby tego było mało długoterminowa, gwiazdorska umowa był fatalnie skonstruowany od strony klubu. Polonia spadła, a cyferki pod kontraktem były identyczne, jak w PGE Ekstralidze. Dopiero po ponownym awansie w 2011 roku drogi Grzegorza i Polonii rozjechały się na dobre. Jerzy Kanclerzy był wówczas dyrektorem sportowym klubu znad Brdy. Ściągnął go Dering. We dwóch próbowali urabiać Walaska, wchodząc z nim na wojenną ścieżkę. Przypominając tę historie, trudno mi sobie w tej chwili wyobrazić, aby panowie wpadli sobie znów w ramiona. Nie wiem, czy prezesa Kanclerza byłoby stać na pojednawczy krok. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź