Flemming Graversen popełnił kolosalny błąd kopiując myśl technologiczną firmy GM. Kradnąc pomysły Włochów strzelił sobie samobója. To czego się dopuścił jest świństwem więc powinien zostać wyklęty ze środowiska. Gdybym był zawodnikiem solidaryzowałbym się ze stajnią rodziny Marzotto. Miałbym zbyt dużo do stracenia, a za mało do zyskania opowiadając się po stronie Flemminga. GM wypowiada wojnę Graversenowi i przy okazji daje sugestię żużlowcom, że lepiej będzie jeśli oni nie będą korzystać z usług duńskiego tunera. Wielu zawodników z powodu braku alternatywy na rynku konstruktorów silników raczej nie podejmie ryzyka i zrezygnuje ze współpracy z Duńczykiem. Jakby była konkurencja, to zupełnie inna bajka, ale GM zdobył potężny monopol i trzyma zawodników w garści zabezpieczając ich w silniki oraz części. Trafienie na czarną listę i odcięcie od oryginalnych komponentów byłby zbyt silnym ciosem. Teraz jest ostatni dzwonek dla dotychczasowych klientów Graversena, żeby jeszcze mogli się załapać do innego znaczącego mechanika na sezon 2021. Czołówka tunerów jest już bowiem po planowaniu, z którymi zawodnikami będzie działać. W najlepszej sytuacji są jeźdźcy, którzy nie byli u Graversena na wyłączność, lecz brali jednostki napędowe z różnych źródeł. Tych zaczepionych tylko u Duńczyka czeka gimnastyka. Taki Leon Madsen, czy Fredrik Lindgren dadzą sobie radę. Oni nie będą mieli kłopotów ze znalezieniem nowego mechanika. Są w tym doskonałym położeniu, że o nich tunerzy z topu pewnie już się zabijają. Lepszej reklamy niż gwiazda w teamie nie sposób sobie wymarzyć. Wszystko ma jednak swoje blaski i cienie. To automatycznie spowoduje, że paru zawodników z tzw. drugiego szeregu wyląduje na bocznym torze. Będą zmuszeni ustąpić miejsca "grubym rybom". Jedną z ofiar, która kto wie, czy nie znajdzie się na końcu kolejki może być np. Paweł Miesiąc. On otwarcie mówił wielokrotnie, że korzysta z silników wychodzących spod ręki Graversena. Przy ewentualnym wypadnięciu z obiegu Graversena pojawia się szansa dla kilku tunerów z cienia, w tym polskich przedstawicieli. Wciąż nie możemy się przecież doczekać drugiego po Ryszardzie Kowalskim tunera z najwyższej półki.