Wojciech Kulak, Interia: Gorzowscy kibice jeszcze troszkę muszą poczekać na kolejny złoty medal. Jest pan zaskoczony brakiem awansu do finału? Patrząc na skład, był on jak najbardziej w zasięgu ręki, ale niestety klub miał ewidentnego pecha z kontuzjami. Bogusław Nowak, legenda Stali Gorzów, wielokrotny medalista mistrzostw Polski: Już dzisiaj nie jesteśmy zaskoczeni takim, a nie innym obrotem spraw. O najwyższych celach moglibyśmy myśleć, gdyby Stal byłaby w najwyższej formie, a prawda jest taka, że czterech zawodników dopiero co jest po wyleczeniu urazów. Trudno było oczekiwać więc nie wiadomo jakich cudów. Trzeba przełknąć gorzką pigułkę, ale taki jest sport. Niestety o końcowym wyniku decydują detale. Nie ma też w Polsce takiej drużyny, która bez dwóch podstawowych zawodników wykręciłaby rewelacyjny wynik. Co pan sądzi o postawie kibiców, którzy po pierwszym meczu odwołali wyjazd autokarowy do Lublina? Takie rzeczy mogły podciąć skrzydła całemu zespołowi? Nie wydaje mi się. Gorzowski zespół w Lublinie wcale nie pojechał przecież najgorzej. Co do odwołania wyjazdu, to po pierwszym meczu było już w zasadzie wiadomo, że są małe szanse na sukces i pewnie stąd ta decyzja. Fajnie byłoby jednak, gdyby kibice byli na dobre i na złe, ale trzeba też ich rozumieć. Fani najwidoczniej uznali, że to jest kawał drogi. Trudno oceniać tę sytuację jednoznacznie. Zgadza się pan ze stwierdzeniem, że Stal półfinał z Motorem przegrała już pierwszym meczem u siebie? Wielu kibiców zarzuca do dziś Stanisławowi Chomskiemu przygotowanie zbyt ciężkiego toru, przez co ogromne kłopoty przeżywali między innymi Martin Vaculik, czy Szymon Wozniak. Moim zdaniem o przegranej w pierwszym meczu nie zadecydował tor, a przede wszystkim przykre okoliczności, czyli zawodnicy powracający do rywalizacji świeżo po kontuzjach. Mecz o trzecie miejsce też zapowiada się na piekielnie ciężki. Pana zdaniem Stali uda się pokonać Fogo Unię Leszno i na pocieszenie sięgnąć po brązowy medal? Wszystko będzie zależało od pierwszego pojedynku w Lesznie. Zazwyczaj Stali bardzo dobrze się tam jeździło, co zresztą żużlowcy pokazali już w tym sezonie, wywożąc stamtąd zwycięstwo. Z drugiej jednak strony Unii także pasuje w Gorzowie, a to zwiastuje piękne widowisko. Według mnie sprawa jest otwarta, a wiele może zależeć od Martina Vaculika, Szymona Woźniaka i juniorów, którzy niedawno zmagali się z kontuzjami. Jestem spokojny o Bartosza Zmarzlika i Andersa Thomsena. Zobaczymy, co pokaże reszta. Spodziewam się walki do samego końca. Nawet, jeśli nie wyjdzie, to nikt nie będzie miał do nikogo pretensji. Nie ma pan wrażenia, że mecz o brąz zapowiada się znacznie ciekawiej niż sam finał PGE Ekstraligi? Całkiem niedawno w Lublinie poobijał się przecież Grigorij Łaguta, a Betard Sparta niszczy obecnie rywala za rywalem. To jest właśnie problem całego sportu żużlowego. Wystarczy, że ze składu wypadnie jeden z zawodników i można w zasadzie modlić się tylko o jakiś cud. Motor jest teraz w podobnej sytuacji co Stal Gorzów. Gdyby podopieczni Stanisława Chomskiego byliby w pełnym składzie to też mogliby walczyć o wszystko, a wyszło jak wyszło. Jeżeli chodzi o zawodników U24, to na kogo postawiłby pan w starciu z Unią Leszno? Większe szanse na przełamanie ma według pana Rafał Karczmarz czy Marcus Birkemose? Dałbym chyba szansę Marcusowi Birkemose. Rafał Karczmarz miał już wiele okazji do sprawdzenia się i niestety nie może złapać odpowiedniego rytmu. Niestety nie przekonuje mnie ten zawodnik, który jeździł nieco lepiej we wcześniejszych latach. Co musi się zmienić w Stali Gorzów, by za rok drużyna mogła realnie walczyć o zloty medal? Sam transfer solidnego zawodnika U24 załatwi sprawę? Zgadzam się całkowicie. To na pewno mogłoby pomóc. Młodzieżowcy niestety nie spisują się zbyt dobrze. Wrócił teraz co prawda Wiktor Jasiński, ale za rok kończy on wiek juniora. Zawodnik na pozycji U24 może czasem decydować o wyniku całego meczu, co widzimy po tym sezonie. Z czego według pana wynika problem, że Stal ma jednych z najgorszych wychowanków w całej PGE Ekstralidze? Trudno mi to oceniać. Około sześciu lat temu przestałem prowadzić zespół z Wawrowa na miniżużlu. Na całe szczęście klub do dziś odnosi tam sukcesy. Całkiem niedawno zdobyli przecież tytuł drużynowych mistrzów kraju. Na dużym torze jednak nie ma tych chłopaków, z wyjątkiem świetnie spisującego się jak na razie Oskara Palucha. Nie mam zamiaru krytykować i mówić jak powinno być. Moje czasy były po prostu inne, gdyż było tyle chętnych, że wszyscy nie mieścili się w sali. Teraz mamy do czynienia z pewnego rodzaju posuchą. Młodzież po prostu nie garnie się do tego sportu, a powodów takiego stanu rzeczy jest naprawdę wiele. Niestety światełka w tunelu nie widać... Nie wiem na ile to może pomóc, ale od przyszłego roku otwieram kurs jazdy na żużlu. To będzie coś zbliżonego do kursów jazdy samochodem, czy motocyklem przygotowujących do egzaminu na prawo jazdy. Każdy zainteresowany będzie musiał rzecz jasna wszystko opłacić, a następnie przejść szkolenie pod moim okiem. Zobaczymy, czy to coś da. Jeżeli pojawiłaby się okazja sprowadzenia zdolnego juniora z zewnątrz, to poparłby pan ten pomysł, czy wyznaje pan zasadę, że priorytetem jest szkolenie wychowanków i to nimi należy jeździć w lidze? Ja stawiałbym na wychowanków. W przeciwnym wypadku to wszystko może odbić się czkawką w późniejszych latach. Ci chłopcy, których wyrywa się z rodzinnych miast nie zawsze się sprawdzają. Oni tam mają przecież dom, szkołę i znajomych. To trochę robienie krzywdy samym młodzieżowcom, kosztem chwilowego zysku dla klubu. Martwi mnie też to, że niektóre ośrodki są w stanie wyłożyć sto tysięcy na obcego juniora, a nie znajdzie się nawet pięćdziesiąt tysięcy na szkolenie swoich zawodników. Taka jest niestety rzeczywistość. Na sam koniec zapytam jaki wynik typuje pan w pierwszym meczu o brąz w Lesznie. Sądzę, że wynik będzie oscylował w granicach remisu. Przy dobrych wiatrach Stal stać nawet na zwycięstwo, ale niezbyt okazałe, bo do czterech punktów.