Od 2014 roku, nie licząc incydentalnego występu Get Well Toruń w sezonie 2016, w finałowych dwumeczach o złoty medal rywalizują tylko trzy drużyny: Fogo Unia Leszno, Stal Gorzów i Betard Sparta Wrocław. Inne nawet nie potrafią zbliżyć się do ich kadrowego potencjału, bo rynek zawodniczy jest praktycznie zabetonowany i pozyskać kogoś wartościowego jest niesamowicie trudno. W najgorszej sytuacji są beniaminkowie, którzy już w momencie budowania zespół na PGE Ekstraligę, skazani są na trudną walkę o utrzymanie. Mogą wybierać tylko wśród niechcianych lub mocno przelicytowywać finansowo. Z innych względów nikt do drużyn wchodzących do elity nikt nie chce przejść, bo ma z tyłu głowy świadomość, że cała przygoda może potrwać tylko sezon. Miliony pomogą przepłacić? W przyszłym roku wszystkie kluby PGE Ekstraligi mają dostać po 6 milinów złotych na sezon w tytułu. Czy większe pieniądze mogą pomóc beniaminkowi w budowie drużyny na walkę w najlepszej lidze świata? - Moim zdaniem wcale nie jest powiedziane, że pieniędzy w tych klubach będzie więcej i będą dysponowały taką nadwyżką na transfery, jak się wszystkim powszechnie wydaje. Będą musiały przecież zainwestować w infrastrukturę, w drugie drużyny, w organizację klubu, bo obowiązkiem będzie posiadanie ludzi na etatach i to wcale nie niskobudżetowych, takich jak: dyrektor ds. marketingu, dyrektor sportowy itd. Twierdzę też, że mogą się zmniejszyć wpływy od samorządów, bo przez pandemię ich budżety zostały mocno podziurawione, więc mając świadomość, że kluby żużlowe dostaną znaczne wsparcie od telewizji, ograniczą przekazywanie własnych środków. Kłopoty beniaminków przy budowie składów mogą więc wręcz wzrosnąć - ocenił Jacek Frątczak, były menedżer żużlowy. KSM "złotym środkiem"? Okno transferowe przed kolejnymi rozgrywkami rozpocznie się dopiero 1 listopada, ale w środowisku już słychać o astronomicznych ofertach dla żużlowców. 2 miliony za sam podpis dla reprezentanta Polski, 800 tysięcy na przygotowania do sezonu dla najlepszego juniora. Władze PGE Ekstraligi przyglądają się temu z przerażeniem i zastanawiają się jak ograniczyć te finansowe licytacje, wyrównać poziom ligowy, a jednocześnie pomóc beniaminków w budowie składów. "Złotym środkiem" wydaje się być KSM - Kalkulowana średnia meczowa, wyliczona dla każdego żużlowca na postawie średniej z ostatnich pięciu sezonów i w oparciu o nią budowa składów w ramach określonego limitu. Mówi się, że taki limit na zespół mógłby wynieść 37-38 punktów. To zmusiłoby większość prezesów do przebudowy składów. - Od lat twierdzę, że KSM w żużlu by się przydał. Sam doświadczyłem tego, a beniaminkowie doświadczają praktycznie co sezon, jak trudno buduje się składy przy tak naprawdę "zabetonowanym" rynku. Normalną rzeczą jest, że gdy jest mała podaż zawodników, to ceny automatycznie idą w górę - stwierdził Frątczak. - Sam KSM to jednak za mało. Do niego potrzebne są jeszcze określone warunki. Ustawienie jedynie wartości KSM-u nie jest warunkiem wystarczającym do tego, żeby go zastosować. Do tego potrzebne są jeszcze dodatkowe parametry, które powinny mieć wpływ na to w jaki sposób tę sumę ustalamy - dodał. Najważniejsze będą zasady - Ważne jest opracowanie zasad premiujących chociażby te kluby, które kształcą zawodników. Np. minimalny KSM (2,5) dla wszystkich juniorów. Nie mówię tu tylko o wychowankach, bo dziś świat jest globalną wioską i to gdzie ktoś się urodził czy zdał licencję nie powinno mieć znaczenia. Co innego jednak inwestycja w żużlowca, budowanie go przez 2-3 sezonu. To powinno być docenione - ocenił ekspert. - Uważam też, że KSM nie powinien też obowiązywać drużyn, które składu wcale nie zmieniają. Ciężko przecież karać mistrza Polski za to, że był świetny i zdobył złoty medal. To by było bez sensu. Przykład Betard Sparty Wrocław, która w tym sezonie jest najbliższej tytułu i jej zawodnika - Dana Bewleya. Jedzie sezon znakomity i co? Jego progres miałby się stać przyczynkiem do rozbioru drużyny? To by było nie w porządku. Nie niszczmy tego co ktoś zbudował - stwierdził Frątczak. - Reasumując. KSM jak najbardziej tak, ale z racjonalnymi zasadami. By promował inwestowanie w młodych, nie krzywdził, a ograniczył wydatki na wynagrodzenia dla żużlowców i wyrównał szanse poszczególnych drużyn w pozyskiwaniu żużlowców. Warto jednak zauważyć, że np. w tym sezonie włodarze eWinner Apatora Toruń świadomie zrezygnowali z Jasona Doyle’a, kierując się możliwościami finansowymi klubu. Rachunek ekonomiczny właściciela klubu zwyciężył. To jest bardzo ciekawe i pokazuje, że KSM nie spowoduje wprost określonego zachowania, bo są ludzie w tym sporcie, którzy niezależnie od KSM podejmują racjonalne decyzje z ich punktu widzenia. To też należy szanować - zakończył Frątczak. Arkadiusz Adamczyk