Krzysztof Kasprzak po ponad dwudziestu latach spędzonych w PGE Ekstralidze był zmuszony zejść klasę niżej. Były wicemistrz świata w takiej sytuacji znalazł się po raz pierwszy w karierze. Wicemistrz świata wrócił po 8 miesiącach na tor. Klub zabrał głos ws. stanu zdrowia Poziom sportowy wychowanka Unii Leszno z roku na rok spadał. Nie bez powodu kluby w końcu przejrzały na oczy, że na rynku jest wiele atrakcyjniejszych opcji. To sprawiło, że Kasprzak po prostu wypadł z PGE Ekstraligi i trafił ligę niżej. Kontrakt podpisał w Gdańsku, gdzie sporo sobie po nim obiecują. W ubiegłą niedzielę nowy nabytek Energa Wybrzeża zjawił się w Rawiczu, gdzie kręcił pierwsze kółka po zimowej przerwie. Ta przerwa w wykonaniu Polaka była zdecydowanie dłuższa, ale to wszystko z powodu kontuzji kolana. Nabawił się jej w czerwcu 2023 roku. Początkowo chodziły nawet spekulacje o rzekomym końcu kariery. Ostatecznie zawodnik doszedł do pełni zdrowia. Teraz odbywa pierwsze sesje treningowe po odniesionym urazie i zarazem przed zbliżającymi się zmaganiami. Nastała nowa moda. "To są zagrywki medialne" Menadżer gdańskiej ekipy zabrał również głos odnośnie mody na jak najszybszy wyjazd na tor po zimie. Jego zdaniem żaden z zawodników nie najeździ się na zapas, a dodatkowo zwiększa to eksploatację sprzętu. W najbliższych dniach klub z Gdańska nie zamierza szukać zagranicznych obiektów, tylko skupi się na okiełznaniu własnego owalu. - Może ktoś uważa inaczej, ale wyjeżdżanie na tor już w lutym nie da żadnych punktów drużynie do tabeli. Nie ma większego sensu, aby trenować na półtora miesiąca przed startem ligi. My akurat mamy spotkanie inauguracyjne na własnym torze, więc niewiele nam da szukanie dostępnych torów za granicą, czy gdziekolwiek indziej. Myślę, że są to zagrywki medialne - tłumaczy. - Żeby to miało jakikolwiek sens, to trzeba byłoby trenować przynajmniej dwa razy w tygodniu. Łatwo można policzyć, ile to jest czasu. Do momentu wystartowania rozgrywek zawodnik musiałby się nawet dwukrotnie udać z silnikami do serwisu - odparł.