Dariusz Ostafiński, Interia: Czego oczekuje pan po starcie w tegorocznym cyklu Grand Prix? Krzysztof Kasprzak, ZOOleszcz DPV Logistic GKM Grudziądz: Jak najlepszego wyniku i dobrej zabawy Co jest w tej chwili pana największym problemem? Nie mam w tej chwili żadnych problemów. Czuje się świetnie. Wchodził pan jednak w sezon z kłopotami. Niektórzy mówią, że na Kasprzaka źle działa każda zmiana. Przed rokiem weszły limitery, wcześniej zmieniały się tłumiki. Czy to wszystko zrobiło panu jakiś zamęt w głowie? Nie, wręcz przeciwnie. Każda zmiana działa na mnie motywująco. Mam powód, by jeszcze więcej testować i szukać jak najlepszego ustawienia motocykli. Tak to u mnie działa. Pewnie spotkał się pan z opinią, że Kasprzak jeden rok jeździ lepiej, a drugi gorzej. Statystycznie to się zgadza, ale dlaczego tak jest? Kompletnie tego nie rozumiem, nie wiem, dlaczego tak jest. Ja chcę, żeby każdy rok był taki sam i robię naprawdę wszystko, by tak było. Widać jednak, że Bóg chce inaczej i nic na to nie poradzimy. A dlaczego nie udało się srebra w 2014 przełożyć na jakąś dłuższą passę sukcesów? Nie twierdzimy, że potem było już tylko źle, ale wydawało się, że na jednym medalu w GP się nie skończy. Sam chciałbym znać odpowiedź na to pytanie. Tak jak powiedziałem wcześniej, ja co rok jestem przygotowany na sto procent. Od pewnego czasu nie widać w pańskim boksie taty. Czy to definitywny rozbrat? Choć czasami się ścieraliście, to wydaje się, że jednak stanowiliście zgrany duet. Tato spędził w parku maszyn i na stadionach żużlowych prawie 40 lat. Czas najwyższy, żeby sobie od tego wszystkiego odpoczął. Jak ma czas i chęci, to oczywiście jeździ z nami na zawody. A poza wszystkim trudno mówić o jakimś rozbracie. Jesteśmy rodziną, codziennie się widzimy, to najważniejsze. Z perspektywy czasu nie wydaje się panu, że zasiedział się pan w Stali Gorzów. 9 lat to kawał czasu. Może należało odejść wcześniej, poszukać nowego wyzwania? W Gorzowie było mi dobrze. Miałem i mam tam wielu znajomych. A jak coś jest dobrze i działa, to nie ma sensu tego zmieniać. Dlatego spędziłem w Stali aż dziewięć lat. Rok temu największy sukces, awans do Grand Prix, osiągnął pan na Anlasach. Opony jednak wycofano. Teraz jednak znowu są dostępne, można na nich jeździć. Czy znowu pan z nich korzysta? O awans do Grand Prix jechałem na oponach Mitasa. Całe zawody. Tylko na treningu próbowałem ogumienia Anlasa, by ostatecznie założyć Mitasa. Jak dla mnie opona to opona, nie ma różnicy, którą z nich akurat założę. W tym sezonie, pomijając ostatnie spotkanie z Apatorem, potrafił pan pojechać dobry mecz ze Spartą, ale poza tym coś nie trybi. Ze Spartą pojechałem dobry mecz na dziesięć punktów, a w kolejnym, z Gorzowem, miałem wypadek i jechałem trzy wyścigi. Jest połowa lipca, a ja na domowych torze nie zaliczyłem zbyt wielu biegów. Nie powiedziałbym, że coś nie trybi. Tylko jazdy brak. Od działaczy GKM-u słyszymy, że potrzebuje pan spokoju i odcięcia od mediów, bo dołuje pana analizowanie słabych występów. Czy to prawda? Nie radzi pan sobie z krytyką? Każdy potrzebuje spokoju, jak mu nie idzie, bo musi się skoncentrować na tym, by jak najszybciej wrócić do dobrej jazdy. Jednak to nie tak, że coś mnie dołuje. Jestem za bardzo doświadczony na takie bajery. Z krytyką sobie radzę i nie mam z tym problemu. Nie lubię tylko, jak ktoś pisze o mnie bzdury . To mnie chyba jednak nie wyróżnia. Nikt nie lubi, gdy ktoś pisze o nim nieprawdę. Czy ma pan już jakieś postanowienie na przyszły rok. Np. zostać w Ekstralidze i udowodnić sobie i innym, że się do tego nadaję. Mam postanowienie, żeby robić punkty, jak najwięcej punktów, bawić się żużlem i cało i zdrowo kończyć każdy kolejny sezon. Niczego nikomu udowadniać nie muszę. Znam swoją wartość. A to, że czasem przegrywam? Na tym polega sport. Raz wygrywasz, raz przegrywasz. Życie.