Już od kilku tygodni żużlowa centrala jest bombardowana informacjami dotyczącymi wadliwych opon Anlasa. Właśnie dlatego na meczu eWinner Apatora z Betard Spartą został wysłany nie tylko komisarz techniczny, ale i kontroler motocykli. Protestów nie było, bo być nie mogło Panowie mieli dokładnie sprawdzić i oznaczyć opony (jedna osoba nie jest w stanie tego ogarnąć), co zresztą zrobili. Mieli też zwrócić uwagę na to, czy skontrolowane przez nich opony są wynoszone z parku maszyn. Pojawiły się pogłoski, że mechanicy zawodników wynoszą te opony do busów i tam zamieniają je na te z bardziej miękką mieszanką. Żadnego protestu gospodarzy, czy też gości na opony jednak w Toruniu nie było. Zawodnicy mieli wyłącznie opony z aktualną homologacją, a ich nie można kwestionować. Nawet gdyby się okazało, że są one zbyt miękkie, to ich właściciel i tak nie poniósłby konsekwencji. Zawodnik nie może bowiem odpowiadać za to, że kupiony przez niego homologowany produkt ma wadę. Wyjaśnimy, że protest byłby możliwy, gdyby komisarz lub kontroler znaleźli opony ze startą homologacją i nabitą w to miejsce nową. Jeszcze przed sezonem Krzysztof Cegielski informował PGE Ekstraligę i szefa sędziów Leszka Demskiego, że takie opony są na rynku. Dotąd jednak nie natrafiono na nie w trakcie żadnej z tegorocznych kontroli. Tylko testy mogą rozwiązać problem Dodajmy, że tylko zabranie opon na laboratoryjne testy mogłoby potwierdzić lub wykluczyć podejrzenia. W trakcie kontroli na stadionie komisarz może odłożyć na bok jedynie te z badanych opon, które znacznie odbiegają od normy. Jeśli zmierzy twardość kilku opon i jedna z nich będzie odstawała od pozostałych, to może zabronić jej używania w meczu. Jeśli jednak wszystkie opony będą takie same to nawet jeśli będą odstawały od normy, to nic nie będzie można z nimi zrobić. Rok temu PGE Ekstraliga, gdy pojawiły się wątpliwości, zabrała kilka opon na testy. Po nich wycofano Anlasa z polskiej ligi. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź