Wszyscy chcą jak najszybszego powrotu do życia, jakie utraciliśmy już prawie rok temu. W zasadzie mieszkańcy każdego kraju są zmęczeni pandemią COVID-19 i marzą o tym, by było jak dawniej. Nie inaczej jest w klubach żużlowych, którym cała ta sytuacja mocno dała w kość. Po bardzo dziwnym sezonie 2020, ośrodki z niecierpliwością czekają na nowe rozgrywki i przygotowują się do nich niemal tak, jak co roku. Problem w tym, że życie może znowu przynieść coś niekorzystnego. Przecież, póki co jeszcze nie widać światełka w tunelu, jeśli chodzi o zniesienie wszystkich ograniczeń związanych z sytuacją w kraju. Trudno wierzyć, że za cztery miesiące wszystko wróciło do normy. - Z jednej strony mnie to dziwi, ale z drugiej napawa optymizmem - mówi nam Marta Półtorak, była prezes Stali Rzeszów. - Dobrze słyszeć, że podchodzi się do tematu tak optymistycznie. Niemniej jednak logika nakazuje myśleć, że nauczeni doświadczeniem minionego sezonu, powinniśmy rozpatrywać co najmniej dwa warianty. Jestem za sprzedażą karnetów, bowiem kibice powinni i chcą się aktywnie włączać w życie klubu - tłumaczy. Biorąc pod uwagę sytuację epidemiczną, należy jednak przeprowadzić ową sprzedaż w nieco inny sposób. - Co w razie gdyby jednak zamknięto trybuny? Na to też trzeba być przygotowanym. Klub musi mieć opcję B na taki przypadek. Nie może być tak, że dany ośrodek bukuje sobie np. 20% budżetu jako wpływ z karnetów, bo tego może nie być. Nieprzygotowanie się do takiej sytuacji spowoduje braki i kłopoty finansowe. Być może zachowanie klubów to też zagranie marketingowe. Zamiatając w pewnym sensie problem pod dywan, dają złudzenie normalności. Kibice nie będą się aż tak wahać przy ewentualnym zakupie karnetów, bowiem widzą postawę swojego klubu. Skoro wszystko idzie zgodnie z planem, to można kupować wejściówkę. Gdyby wstrzymano sprzedaż karnetów, wielu fanów zastanowiłoby się, czy warto ją nabyć, nawet w późniejszym terminie. - Wszyscy chcielibyśmy powrotu normalności i tego, by pandemia była już tylko przykrym wspomnieniem. Widzimy, że znowu wprowadzane są obostrzenia. Nie wiemy, jak będzie później. Może latem czy jesienią kolejny raz nad to wszystko dotknie. Optymizm jest jak najbardziej potrzebny, ale on musi być połączony ze zdrowym rozsądkiem - kończy Marta Półtorak. Nie da się ukryć, że przed światem sportu kolejny bardzo trudny rok. Przełożone z 2020 wydarzenia bezwzględnie muszą się odbyć w najbliższych 12 miesiącach. Wiele dyscyplin (w tym żużel) nie będzie w stanie przetrwać następnego zamknięcia trybun. Już teraz dochodzi jednak do absurdalnych sytuacji, bowiem sportowcy wyjeżdżający na mecze w rejony, gdzie dozwolona jest określona ilość fanów, mówią... że dziwnie się gra z kibicami na trybunach. A jednak bez nich nie ma pieniędzy.