Od kwietniowej inauguracji PGE Ekstraligi odwołano już sześć spotkań. Na początku rządził i dzielił koronawirus, a teraz fatalne prognozy pogody. Niestety w ciągu najbliższych dni liczba ta może się jeszcze zwiększyć, ponieważ nie zapowiada się na poprawę warunków atmosferycznych. Dosyć takiej sytuacji mają przede wszystkim kibice. Pomimo, iż nie mogą pojawić się na stadionach, niektórym z nich kończy się cierpliwość i wprost pytają prezesa PGE Ekstraligi, dlaczego nie zaczynamy ligi w maju. Jak się okazuje nie jest to wcale taka prosta sprawa. SZANSE Mniej odwoływanych spotkań. Start PGE Ekstraligi w maju to oczywiście lepsze warunki atmosferyczne. Rozpoczynając rozgrywki miesiąc później już od pierwszej kolejki zyskujemy zdecydowanie pewniejszą pogodę, przez co kibice ani działacze nie muszą martwić się tak bardzo o przekładanie meczów. Oczywiście zła aura może dać o sobie znać także i w maju czy czerwcu, ale na pewno deszcz nie uderzy w nas z taką siła jak ma to miejsce obecnie. Większa liczba meczów z kibicami. Rozpoczynając sezon miesiąc później zwiększamy prawdopodobieństwo pojawienia się fanów na trybunach. Już teraz w kuluarach mówi się o powrocie sympatyków w maju, co na Twitterze oznajmił Krystian Natoński, dziennikarz Polsatu Sport. Być może obecnie wydaje się to marzeniem ściętej głowy, jednak gdy to się stanie, kluby mogą pluć sobie w brodę, że polskie ligi żużlowe ruszyły właśnie w kwietniu, a nie w maju. Poza tym mniejsze byłyby straty finansowe. Nawet jeśli kibice mieliby wrócić w okolicach lipca, spotkań bez ich udziału byłoby zdecydowanie mniej. Więcej czasu na treningi i sparingi. Odroczenie rozgrywek o miesiąc uspokoiłoby niektóre ośrodki, które miałyby możliwość organizacji większej liczby treningów, czy spotkań towarzyskich z innymi przeciwnikami. Zniknęłaby nerwowość, a przy okazji żużlowcy do pierwszych starć o stawkę przystąpiliby w swojej najlepszej dyspozycji, dając wielkie show kibicom przed telewizorami. Kilka tygodni temu sami widzieliśmy, jak pogoda utrudniła klubom przygotowania do nadchodzącego sezonu. Chociażby we Wrocławiu czy w Ostrowie jeżdżono nawet przy padającym śniegu. ZAGROŻENIA Mniej terminów rezerwowych. Odroczenie inauguracji ligi o miesiąc spowoduje, że sezon zrobi się bardziej chaotyczny. W tym roku zgodnie z planem rusza przecież także liga angielska, szwedzka i duńska, w których rywalizuje mnóstwo zawodników z kontraktami w naszym kraju. Pogoda przez cały rok nie jest idealna i nawet w wakacje może ona storpedować rozegranie niejednego spotkania. Wówczas znalezienie terminu rezerwowego nie będzie wcale takie łatwe i pojawi się nerwowość. Krótszy sezon. Liga trwająca pięć miesięcy na pewno nie będzie chlubą dla całej dyscypliny. W porównaniu chociażby do piłki nożnej czy siatkówki, z którą żużel chce konkurować, czarny sport wypadnie zwyczajnie marnie. To także mniejsze pole negocjacyjne z telewizją, ponieważ bardziej atrakcyjny dla nadawcy i przede wszystkim kibica jest dłuższy sezon, taki jak teraz, gdzie przez ponad pół roku można emocjonować się walką swoich ulubieńców o tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Wiele spotkań w zbyt krótkim czasie to też udręka dla samych zawodników. Zerwanie z tradycją. Od lat przyjęło się, że pierwsze spotkania o stawkę odbywają się na początku kwietnia. Odejście od tego może zniechęcić do dyscypliny starszych sympatyków czarnego sportu, dla których Lany Poniedziałek to wielkie święto właśnie ze względu na inaugurację długo wyczekiwanego sezonu żużlowego. Pierwsze kolejki mają ponadto swój specyficzny klimat. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź