Wolno się rozwijał Bardzo często żużlowcy o naprawdę dużym potencjale, pokazują się z dobrej strony będąc tak naprawdę jeszcze dziećmi. Weźmy za przykład Darcy'ego Warda, Bartosza Zmarzlika czy rewelacyjnego Marcusa Birkemose'a. Wszyscy oni już w wieku 16 lat potrafili pokonywać światowe gwiazdy i ich dołączenie do czołówki było/jest tylko i wyłącznie kwestią czasu. Nie każdy jednak zawodnik od młodzieńczych lat zdradzał aż tak wielki talent, a jednak koniec końców trafił na szczyt. Weźmy takiego Jasona Doyle'a. Australijczyk w 2013 roku miał 28 lat i jeździł w Kolejarzu Rawicz za śmieszne pieniądze. Będąc w takim wieku masz jeszcze w zasadzie całe życie przed sobą i wiele możesz zmienić, ale trudno było uwierzyć w jakiś wielki sportowy postęp zawodnika. On sam z pewnością wyśmiałby każdego, kto wówczas powiedziałby, że już 3 lata później tylko pech odbierze mu tytuł mistrza świata, a 4 lata później tenże tytuł zdobędzie w cuglach i na stałe dołączy do światowej czołówki. Kenni Larsen pokazywał się jako junior z niezłej strony. Zdobył srebro w DMŚJ w 2009 na torze w Gorzowie, wraz z kolegami z duńskiej kadry. W tym samym roku zakwalifikował się także do indywidualnej edycji tej imprezy. W Gorican jednak żadnej większej roli nie odegrał i zajął dopiero 10. miejsce. Wiele wskazywało na to, że będzie po prostu jednym z wielu niezłych duńskich żużlowców, którzy pojawili się w tamtym czasie. Wchodził do żużla np. z Peterem Kildemandem czy Leonem Madsenem. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Wielki wybuch formy W lidze polskiej po raz pierwszy Larsen pojawił się w 2011 roku. Podpisał kontrakt w Wandzie Kraków, ale z oczywistych względów nikt specjalnie sobie tym głowy nie zaprzątał. Pod Wawelem spędził tylko jeden sezon, potem przeszedł do Ostrowa Wielkopolskiego, gdzie też długo miejsca nie zagrzał. Następnie trafił do Łodzi, ale u Witolda Skrzydlewskiego także wytrzymał tylko jeden sezon. Nigdzie specjalnej furory nie zrobił. Prawdziwym strzałem w dziesiątkę było przejście do rzeszowskiej Stali. Zwłaszcza w sezonie 2015 Kenni spisywał się kapitalnie i tak na dobrą sprawę w wielu meczach był nieoczekiwanym liderem drużyny. Kibicom imponowała jego waleczna i dynamiczna jazda, która przynosiła sporo punktów. Wydawało się, że nie będzie w stanie w ekstralidze powtórzyć fenomenalnej średniej z I ligi (2,451), ale wśród najlepszych wcale nie było znacznie gorzej. Biegopunktówka 2,000 wprawiła wiele osób w szok. Oczywiste, że znalazł się pod lupą wielu ekstraligowych klubów. Batalię o Larsena wygrał Falubaz Zielona Góra, który z Duńczykiem wiązał wielkie nadzieje. Wszystko bowiem wskazywało na to, że przed ówczesnym 27-latkiem była wielka kariera. Sam Kenni bardzo optymistycznie pochodził do zmiany barw, a w Rzeszowie bardzo żałowali, że nie udało się go zatrzymać w składzie. Zagadkowy koniec kariery Do debiutu w nowych barwach jednak nie doszło. Larsen przed sezonem musiał stoczyć walkę inną niż ta torowa. Walkę o własne życie. W kwietniu trafił do szpitala z raną postrzałową głowy, a jego stan był na tyle poważny, że lekarze postanowili wprowadzić go w śpiączkę farmakologiczną. Przez kilka dni jego życie było bardzo zagrożone. Początkowo mówiło się, że został postrzelony. Potem jednak policja zaczęła podejrzewać, że żużlowiec sam dokonał tego czynu, niekoniecznie przypadkowo. W wersję o ewentualnej próbie samobójczej mało kto wierzył, ale w żużlu nie byłaby to żadna nowość. Rodzina jednak stanowczo temu zaprzeczała. - To co się stało Kenniemu to był nieszczęśliwy wypadek. Kenni przeszedł wczoraj operację neurologiczną w celu usunięcia kuli z wiatrówki. Został on po niej poddany śpiączce farmakologicznej i miał w piątek kolejny zabieg. Miał on na celu usunięcie z mózgu dodatkowych płynów, które powodowały dodatkowe ciśnienie w mózgu. Jeżeli jego stan będzie stabilny, to lekarze spróbują go wybudzić za około 2-3 dni. Rodzina Kenniego jest bardzo wdzięczna za wsparcie podczas tak ciężkich chwil - takie informacje można było przeczytać w oficjalnym oświadczeniu. Po paru tygodniach Larsen wrócił do zdrowia, ale niestety nie wrócił do żużla. Lekarze powiedzieli mu, że w obliczu obrażeń jakich doznał po postrzeleniu, mogłoby to stanowić dla niego ogromne zagrożenie. Z bólem serca zakończył więc karierę, ale nikt nie namawiał go, by zmienił decyzję. Wszyscy mieli świadomość, że ewentualny wypadek na torze i uderzenie głową mogłyby się skończyć dla niego tragicznie. Lepiej było nie kusić losu. Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl Samochód 20-lecia na 20-lecie Interii! ZAGŁOSUJ i wygraj ponad 20 000 złotych - kliknij. Zapraszamy do udziału w 5. edycji plebiscytu MotoAs. Wyjątkowej, bo związanej z 20-leciem Interii. Z tej okazji przedstawiamy 20 modeli samochodów, które budzą emocje, zachwycają swoim wyglądem oraz osiągami. Imponujący rozwój technologii nierzadko wprawia w zdumienie, a legendarne modele wzbudzają sentyment. Bądź z nami! Oddaj głos i zdecyduj, który model jest prawdziwym MotoAsem!