Discovery postanowiło odświeżyć nieco stawkę uczestników Grand Prix. Nowy promotor wciąż głośno mówi o ekspansji żużla na cały świat. Trochę to już trwa, lecz najpierw postawiono na dobór zawodników kluczem geograficznym, a nie pod względem umiejętności. W ten sposób stałą dziką kartę otrzymał Kai Huckenbeck. Niemieccy kibice są szczęśliwi, bo znów będą mogli dopingować swojego rodaka w cyklu. Niemiec ma sprytny plan. Pójdzie ich śladem? Ostatnim Niemcem w Grand Prix był Martin Smolinski. To on nieoczekiwanie awansował poprzez eliminacje do cyklu i już w pierwszej rundzie zaskoczył cały żużlowy świat. Smolinski wygrał w Auckland, lecz był to jednorazowy wyskok. Mistrzostwa zakończył ostatecznie na dwunastej pozycji, a przed zmaganiami twierdził, że dobrze byłoby się znaleźć w TOP 10. Teraz Huckenbeck także ma chrapkę, aby zaskoczyć w pojedynczych turniejach Grand Prix. Marzy pewnie o tym, żeby również na stałe wpisać się do tych zmagań i po części być ulgowo traktowanym ze względu na narodowość. Tak przed laty wyglądało to w przypadku Mateja Zagara ze Słowenii i Martina Vaculika ze Słowacji. Obaj nie musieli co sezon meldować się w czołówce, by w kolejnym roku dalej rywalizować w Grand Prix. Może stać się prawdziwą gwiazdą Huckenbeck do tej pory startował tylko jako dzika karta w niemieckiej rundzie. Z dwoma wyjątkami, bo właśnie w dwóch ostatnich rundach ubiegłorocznego cyklu zastępował kontuzjowanego Macieja Janowskiego. Poszło mu całkiem nieźle i może właśnie dlatego światowe władze postanowiły mu wręczyć tę przepustkę. Niemiec to gwiazdor Metalkas 2. Ekstraligi. Teraz przed nim ważny sezon w Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Działacze mocno w niego wierzą, a ich aspiracje sięgają upragnionego awansu do PGE Ekstraligi. Kai w przeszłości miał pewien dwuletni epizod z najlepszą ligą świata, kiedy startował w Grudziądzu. Nie pokazał się jakoś specjalnie, ale jeszcze wszystko przed nim. Udany sezon w mistrzostwach świata, a także awans wraz z Polonią może mu poniekąd utorować drogę na najbliższe kilka lat. Takim sposobem na dobre wdrapałby się do czołówki światowej, ścigając się regularnie w GP oraz w Ekstralidze. Pytanie tylko, kiedy potencjalnie by z niej wypadł. Wszyscy dobrze pamiętamy przykłady Grzegorza Zengoty, Oskara Fajfera i Andrzeja Lebiediewa, ale również Davida Bellego lub Vaclava Milika.