Każdy mecz bez kibiców powoduje, że działacze klubów PGE Ekstraligi liczą straty i zastanawiają się, ile kasy zabraknie w budżecie. Na jednym meczu przy 25-procentowym obłożeniu trybun można zarobić około 70 tysięcy. Z tego można zapłacić punkty lidera zespołu. 25 procent na trybunach przez cały rok, to opłacone punkty za prawie dwa mecze. To bardzo dużo. Przyjęliśmy, że 25 procent to około 3 tysiące widzów na trybunach. Przy średniej cenie biletu na poziomie 30 złotych wychodzi na to, że klub na jednym meczu zarabia 90 tysięcy złotych. Od tego musi odjąć koszty organizacji spotkania, które według naszych rachub wynoszą około 20 tysięcy. W kieszeni zostaje wspomniane 70 tysięcy. Jeśli 70 tysięcy pomnożymy przez siedem spotkań, to wyjdzie nam 490 tysięcy na całą rundę zasadniczą. Z tego można zapłacić jeden cały mecz i dwie trzecie kolejnego. Najwięcej na braku kibiców traci Stal Gorzów Osobno musimy potraktować Moje Bermudy Stal Gorzów, która ma loże. Roczny przychód z tychże lóż wynosi minimum 1,2 miliona złotych rocznie. Załóżmy, że na loże wchodzi 350 osób (przy reżimie sanitarnym pewniej mniej). Jeśli do tego dołożymy 2650 (pozostałe miejsca z 25 procent) razy 30 (średnia cena biletu), to wyjdzie nam 79 tysięcy 500 za mecz. Minus koszty organizacji, to da nam 59 tysięcy 500. Jeśli to pomnożymy przez siedem spotkań, to wyjdzie nam 416 tysięcy 500 złotych zysku z trybun. Jak dodamy 1,2 miliona z lóż, to będziemy już mieli ponad 1,6 miliona złotych. Szanse na średnią 25 (a co dopiero mówić o średniej na poziomie 50 procent) maleją z każdą kolejką przy pustych trybunach. Do końca kwietnia nic się w tej kwestii nie zmieni. Przebąkuje się jednak, że jest szansa na kibiców w maju. Póki co można to jednak traktować, jak pobożne życzenia, bo z kręgów rządowych nic takiego nie wycieka. Kluby PGE Ekstraligi dostaną faktury na ponad 2 miliony Jeśli maj będzie także bez kibiców, to w czerwcu mogą się pojawić pierwsze problemy z płatnościami w klubach. To będzie czas, kiedy prezesi będą mieli do zapłacenia faktury za siedem spotkań. Przy dobrze punktujących drużynach działacze będą musieli wydać około 2,1 miliona złotych (średnio 300 tysięcy za mecz). I tu znów trzeba wrócić do Stali, która według byłego przewodniczącego rady nadzorczej startowała do ligi z budżetową dziurą na poziomie 2 milionów złotych. Jeśli do tego dołożymy brak wpływów z dnia meczu, to dziura powiększa się do poziomu 3,6 miliona złotych. To dużo. Bardzo dużo. Stal, jeśli nie będzie widzów także w maju, a działacze nie wykopią jakichś pieniędzy spod ziemi, może mieć duże problemy. Trzeba będzie zwrócić za karnety? Brak widza odczuje praktycznie każdy. Przecież nie tylko nie będzie wpływu z dnia meczu do kasy, ale i też trzeba będzie jakoś rozwiązać temat karnetów. Do 4. kolejki włącznie prezesi mogą mówić o rekompensacie w stylu: drodzy fani, tracicie dwa mecze zasadniczej, ale w zamian damy wam dwa w play-off. Do końca maja zaplanowano jednak siedem kolejek, więc po tym terminie hasło: oddamy w play-off, już nie będzie miało sensu. Poza wszystkim nie wszyscy do czwórki awansują. Dodajmy, że każdy, kto założył w budżecie przychody z dnia meczu i średnią na trybunach na poziomie 50 procent, będzie się musiał nagimnastykować równie mocno, jak Stal z lożami. 7 meczów przy 50 procentach daje 1 milion 85 tysięcy. To są trzy zapłacone mecze i wynagrodzenie lidera w czwartym. Rozważania dotyczące kibiców byłyby niepełne, gdybyśmy nie napisali, że otwarcie trybun dla 25 procent wcale nie oznacza, że te miejsca się wypełnią. Rok temu kluby miały z tym problem. Strach przed koronawirusem robił swoje. Poza tym niektórzy wybierali kanapę przed telewizorem. Taniej i wygodniej. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź