Mikkel Bech (wcześniej Mikkel B. Jensen) to przykład człowieka, do którego sukcesy przyszły zbyt wcześnie. Już jako 16-latek jechał w GP Danii w Kopenhadze, a rok później był w kadrze Danii, która zdobyła złoto Drużynowego Pucharu Świata. Świat był wówczas u jego stóp. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Kontrakt z Red Bullem, umowa z Falubazem Zielona Góra. I tak naprawdę od tego momentu zaczął się sportowy zjazd młodego zawodnika. Zaczął prezentować się coraz gorzej. Przekonał się, ile waży czapeczka słynnego producenta energetyków. Nie on pierwszy zresztą. Załamanie formy po podpisaniu takiej umowy miał chociażby niemiecki skoczek narciarski, Andreas Wellinger. Bech w pewnym momencie po prostu przestał jeździć. Nie sprawiało mu to radości. Podjął pracę w Danii jako budowlaniec. Opłacało mu się to. Wiele wskazywało na to, że nie ma szans, by wrócił na tor. Nagle, w 2017 "odkurzyło" go Wybrzeże Gdańsk. To był strzał w dziesiątkę. Duńczyk, początkowo łączący żużel z pracą na budowie, spisywał się kapitalnie. Po jakimś czasie w pełni już oddał się swojej pasji. W Danii żyli nadzieją, że odzyskali jeden z największych talentów w XXI wieku. Nie na długo jednak. Po sezonie 2020 Bechowi znowu odechciało się jeździć. Tym razem jednak nie poszedł na budowę, tylko do... produkcji trumien. Z tym nałogiem się nie wygra Ku zdziwieniu środowiska, kilka dni temu, Mikkela znowu można było ujrzeć w akcji. Pojawił się na obiekcie w Haderslev (niedaleko Vojens) i startował na długim torze. Widać było, że sprawiało mu to wielką frajdę. Wywalczył srebrny medal mistrzostw Danii w tej odmianie żużla. Trudno jednoznacznie ocenić, czy można taki występ uznać za deklarację powrotu na dłużej. Wydaje się, że sam Mikkel takich zapowiedzi wolałby uniknąć. Duńczyk ma 27 lat. W wielu dyscyplinach byłoby za późno. Ale nie w żużlu i nie w przypadku tak utalentowanego zawodnika. Problemem Becha jest jednak ewidentnie brak stałego i konkretnego pomysłu na siebie. Kocha żużel, ale nie chciałby robić nic pod przymusem, w świetle kamer. On po prostu lubi jeździć i często wychodziło mu to świetnie. Być może to przypadek nieco podobny do Oskara Ajtnera-Golloba. Bech musi jednak się określić, bo czas leci, a on nadal nie do końca wie, co chce w życiu robić. Potencjał na żużlowca ma kapitalny i na razie sprawa nie jest jeszcze przegrana.