Parę miesięcy temu prawie wszyscy w Ostrowie mieli go dosyć. W sezonie 2020 Walasek umówił się na ryczałtowe wynagrodzenie za mecz, niezależnie od liczby zdobytych punktów. I jechał tak... jakby symulował jazdę. W efekcie sezon zakończył z ledwie 22. średnią w całej lidze (1,774 pkt/bieg). Gdy więc działacze mieli wybierać między rozkapryszonym i oczekującym sporych pieniędzy gwiazdorem, a znacznie tańszym Adrianem Cyferem, postawili na tego drugiego. Był już na wylocie Walasek się specjalnie nie przejął. Podpisał jedynie tzw. kontrakt warszawski i czekał na sprzyjające okoliczności. Te szybko nastąpiły. Podczas przedsezonowych sparingów z taką łatwością objeżdżał innych zawodników z Ostrowa, że działaczom trudno było tego nie zauważyć. Szybko uzgodnili warunki finansowe nowej umowy i Walasek już od pierwszego meczu wrócił do składu. Duża w tym zasługa największych sponsorów ostrowskiego klubu - Jana i Andrzeja Garcarków. Właściciele salonu Mercedesa jako jedni z nielicznych nie stracili wiary w weterana i zakupili mu sprzęt najwyższej klasy, od najlepszego tunera świata - Ryszarda Kowalskiego. - Ja wiem na co mnie stać. Przy odrobinie dobrego sprzętu wciąż jestem w stanie to pokazać - mówił Walasek przed startem sezonu i na razie nie zawodzi. Ze średnią 2,286 pkt/bieg jest trzecim najskuteczniejszym zawodnikiem eWinner 1.LŻ. Niezależnie od tego jaką formę zaprezentuje w kolejnych meczach, jedno jest pewne. Gdy 45-latek w końcu postanowi zakończyć żużlową karierę, bardzo go będzie brakowało. Jest bowiem jednym z ostatnich przedstawicieli pokolenia, które nie szczypało się w język i nie bało się powiedzieć to co myśli. Nie bądź pan zawodnikiem do ch...! Do historii polskiego żużla niewątpliwe przeszła scena z 5 czerwca 2005 roku, gdy na torze w Tarnowie reprezentujący Włókniarz Częstochowa Walasek pojechał bardzo szeroko po zewnętrznej, przewrócił się i został wykluczony z powtórki. Podbiegł wówczas do budki telefonicznej i zadzwonił do sędziego, Piotra Lisa. - Niech pan mi tylko uzasadni, dlaczego pan mnie wyklucza. Wje..ł, przepraszam za słownictwo, wywiózł mnie w płot. Co miałem, gdzie miałem jechać?! Jak ja tor zmieniłem? Niech pan sobie to zobaczy na kasecie. W pierwszym biegu wyklucza pan Rempałę też niesłusznie i teraz robi pan tę samą próbę. K.. mać! Nie bądź pan zawodnikiem do ch..! Wjadę tam, na ten ten i już się skończy troszeczkę inaczej. Jak mogę zmienić tor jazdy, jak jadę po zewnętrznej? - pieklił się Walasek, który za groźbę udania się do wieżyczki sędziowskiej został odsunięty od udziału w dalszej części meczu i nie mógł też wystąpić w kolejnym spotkaniu Włókniarza. Częstochowianie bez Walaska nie mieli najmniejszych szans na sukces w Tarnowie. Przegrali 36:54. Kawał szmaty, nic więcej! Przyznana kara w żaden sposób charakteru Walaska nie zmieniła. Pięć lat później reprezentując barwy Polonii Bydgoszcz ostro wypowiedział się o trzykrotnym indywidualnym mistrzu świata - Nickim Pedersenie. Duńczyk jeździł wówczas dla Stali Gorzów (wygrała ten mecz 63:27) i już w 3. biegu brutalnie potraktował Walaska, nie zostawiając mu miejsca pod bandą. - Byłeś bliski wyprzedzenia Nickiego Pedersena po zewnętrznej. On zauważył cię i wjechał w tę idealną ścieżkę - rozpoczął rozmowę z Walaskiem telewizyjny reporter, Łukasz Benz. - Kawał szmaty, nic więcej - rozłożył ręce Walasek. - Tak ostro było? - Wszystko rozumiem, można tam pojechać, ale to jest patrzenie w oczy i jazda... Wiedziałem, że tak się to skończy, bo czułem to i po prostu odpuściłem. Życie, po prostu. - Nie odwrócił nawet kasku, bo tam była ta optymalna ścieżka. Ty chciałeś dojechać do płotu, ale nie udało się. - To co powiedziałem - zamknął temat Walasek. Układy na cmentarzu Z czasem Walasek nie złagodniał, cięty język mu pozostał. W 2019 drużyna z Ostrowa z nim w składzie rywalizowała w Łodzi. Przed ostatnim biegiem było 43:41 dla gospodarzy, ale w ostatnim biegu razem z Tomaszem Gapińskim miał szansę na odwrócenie wyniku. Szybko jednak został wykluczony z powtórki, po tym jak na drugim łuku pierwszego okrążenia na tor upadł Tobiasz Musielak. Sędzia Remigiusz Substyk uznał, że to Walasek go podciął. Orzeł wygrał ostatni bieg 4:2 i cały mecz 47:43. Po spotkaniu Walasek wypowiedział się dla Eleven Sports. - Ciężko dyskutować. Ja wchodziłem za Rafała Okoniewskiego, a Tobiasz Musielak wchodził za mnie. - Czyli sam byś siebie nie wykluczył? - dopytywała reporterka, Anita Mazur. - Pan Witold (Skrzydlewski właściciel Orła, także znanej firmy pogrzebowej - przyp. red.) ma tutaj bardzo duże układy, dlatego ciężko dyskutować. Za dużo cmentarzy jest w Łodzi - odpowiedział z uśmiechem Walasek. Wulgarne oskarżenie Część ekspertów i kibiców z ostateczną oceną jazdy 45-latka w tym sezonie woli się wstrzymać do fazy play-off. Tam okaże się czy drużyna złożona z weteranów naprawdę będzie chciała wygrać rozgrywki i awansować do PGE Ekstraligi. Nie jest bowiem tajemnicą, że po ewentualnym awansie większość żużlowców z obecnego składu musiałaby się oglądać za nowymi pracodawcami. Ci zaś, którzy by zostali, wcale nie musieliby w elicie zarobić więcej niż teraz. W eWinner 1.LŻ Walasek dwucyfrowe wyniki jest w stanie zdobywać praktycznie co mecz. W elicie zaś każdy pojedynczy punkt musiałby wręcz wyszarpać. Zawodnik urodzony w Krośnie Odrzańskim w przeszłości wielokrotnie pokazywał, że dla niego w żużlu liczy się przede wszystkim własny interes. W przeszłości żużlowiec był wręcz oskarżony o sprzedanie meczu. W 2014 roku bardzo ostro na jego temat wypowiedział się ówczesny właściciel Włókniarza Częstochowa, podejrzany o powiązania z mafią paliwową, Artur Sukiennik. Walasek w ogóle nie powinien wówczas trafić do Częstochowy, bo klub przestawał już być wypłacalny i większość sum obiecanych w kontraktach nigdy nie została wypłacona. Żużlowiec ten w pogoni za pieniędzmi często podejmował jednak błędne decyzje transferowe. Zdecydował się więc na kontrakt pod Jasną Górą, z którego dostał jedynie pół miliona złotych. Na dodatek Sukiennik po sezonie obrzucił go inwektywami w mediach, oskarżając go o sprzedanie meczu w Toruniu (zawodnik zdobył tam tylko 2 punkty - przyp. red.). - Biorę Walaska. Na 200 tysięcy złotych jest oficjalny kontrakt reklamowy z KJG, 310 tysięcy dostaje przy świadkach w dwóch transzach, pierwsze 200 tysięcy na Święta Bożego Narodzenia roku 2013, a w 2014 dostaje kolejną sumę - łącznie 510 tysięcy złotych otrzymał od nas Walasek. Co robi? Sprzedaje się jak zwykła ... - opowiadał Sukiennik po sezonie. Ciekawsze słowa niż bidony Walaska można lubić bądź nie, kochać lub nienawidzić. Zdarzało mu się odjeżdżać genialne spotkania, zdarzało się (często w turniejach indywidualnych) też parodiować jazdę. W 2020 roku wystąpił np. w indywidualnych mistrzostwach I ligi, bo musiał. Rywalizacji jednak nie podjął. W pierwszym starcie przywiózł zero, w kolejnych zaś odpuszczał już na dojeździe do pierwszego łuku, symulując defekty. Niewątpliwie jednak, w dobie nic nie wnoszących pełnych ogólników telewizyjnych rozmów z zawodnikami, podczas których bardziej chodzi żużlowcom o pokazanie czapeczki czy bidonu, niż powiedzenie czegoś ciekawego, Walasek zdecydowanie się wyróżnia. Jest jednym z ostatnich przedstawicieli pokolenia, która nie szczypało się w język i mówiło co myśli. Oglądając i słuchając ich kibice mogli naprawdę poczuć prawdziwe sportowe emocje. Na własne oczy i uszy przekonać się, że żużel to jest naprawdę męski sport, dla twardych facetów. Niestety władze polskiego żużla w ostatnich latach mocno ograniczyły żużlowcom swobodę wypowiedzi. Każda kontrowersyjna wypowiedź może się skończyć dotkliwą karą finansową, bo według polskich działaczy godzi w dobry wizerunek dyscypliny, która chce być utożsamiana jako ta, którą oglądają całe rodziny. Z jednej strony można to zrozumieć, z drugiej szkoda, bo odebrano w ten sposób żużlowi sporo kolorytu. Na szczęście jest szansa, że po zakończeniu kariery zawodniczej Walasek na stałe zostanie telewizyjnym ekspertem. W tym roku parę razy pojawił się w tej roli na antenie Eleven Sports i zdążył już ironizować z szefa polskich sędziów żużlowych - Leszka Demskiego, pouczać komentatora Piotra Olkowicza i zarobić karę za to, że skrytykował władze PGE Ekstraligi i prezesów klubów za wprowadzenie przepisu o zawodniku U24. Arkadiusz Adamczyk