Problemy z bicepsami za 35-latkiem ciągną się już od wielu lat. Rozpoczęły się od upadku w jednym z meczów w lidze szwedzkiej. Australijczyk zabiegowi pierwszej ręki poddał się jeszcze przed sezonem 2020 w swojej ojczyźnie. Teraz przyszedł czas na kolejną. Przez koronawirusa wszystko musi jednak odwołać. - Powrót do Australii tylko i wyłącznie po to by poddać się operacji jest trochę niebezpieczny. Tamtejsi lekarze i tak mają już sporo zaległości, więc nie byłbym priorytetem - mówi Doyle na łamach speedwaygp.com Doświadczony żużlowiec wraz z kolegą z toru opracował plan B. Jak się później okazało, nie był on wcale potrzebny. - Na szczęście jeden z moich sponsorów i Max Dilger zorganizowali dla mnie operację w listopadzie. Miała ona odbyć się w Niemczech. Ostatecznie nie doszła do skutku, ponieważ lekarz powiedział mi, że wszystko jest w porządku i niczego nie trzeba ruszać. To świetny chirurg, który między innymi regularnie wykonuje wiele operacji dla najlepszych hokeistów w Europie - dodaje. Zawodnik jednocześnie uspokoił swoich fanów. Powody do zmartwień może mieć jedynie jego małżonka. - Moja prawa ręka wygląda jak ta u słynnego Popeye. Operacja lewej ręki w Australii zakończyła się sukcesem, dlatego to samo chciałem po prostu zrobić z drugą. W żadnym stopniu nie przeszkadza mi to w prowadzeniu motocykla. Czasami występują problemy, ale tylko wtedy gdy dopadnie mnie jakiś skurcz. To naprawdę nic wielkiego - zakończył nowy nabytek Fogo Unii Leszno. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!