Były podwójny indywidualny wicemistrz świata nie jest już zawodnikiem ze ścisłej światowej czołówki jakim był przed koszmarnym, spiralnym złamaniem uda w 2015 roku, po którym cudem powrócił do sportu. W lubelskim zespole ma jednak status gwiazdy. Być może z trybun nikt nie skanduje "Jarosław Motor zbaw", ale zwłaszcza w Lublinie wszyscy oczekują od niego solidnego dorobku. W rundzie zasadniczej jego średnia na własnym torze w tym sezonie wyniosła 2,063 pkt/bieg. Jarosław Motoru nie zbawił Niepokojące jest jednak to jak ogromny wpływ 39-latek ma na sztab szkoleniowy Motoru. Wczoraj to najprawdopodobniej sam Hampel zadecydował już przed meczem o tym, iż już w 3. biegu zastąpi w ramach zastępstwa zawodnika Grigorija Łagutę. Przed biegami nominowanymi zaś widać było wyraźnie jak rozmawiał z menedżerem Jackiem Ziółkowskim i też dopiął swego... bo wystąpił w pierwszym biegu nominowanym. Wszystko byłoby dobrze gdyby te występy Hampela przekładały się jeszcze na punkty. Od pierwszego czwartkowego startu jednak zawodził. Na inaugurację nieźle wystartował, jechał na trzeciej pozycji i wiózł za swoimi plecami Artioma Łagutę. Były reprezentant Polski doskonale zdawał sprawę, że Rosjanin może go wyprzedzić tylko przy krawężniku, a jednak odpuścił go na tyle, że pozwolił od wewnętrznej wyprzedzić się liderowi cyklu Grand Prix. U Hampela słabsze początki zawodów w Lublinie to ostatnio norma. W półfinale z Moje Bermudy Stalą Gorzów też zaczął od zera w 1. biegu, ale potem dokonał korekt w sprzęcie i w 5. wyścigu przywiózł trójkę. W czwartek po raz drugi pojawił się na torze jednak już w trzecim biegu i pojechał dokładnie tak samo jak na inaugurację. Świetnie wystartował, a potem błądził na dystansie. W efekcie remisowy bieg, zmienił się w porażkę 1:5, bo łatwo objechali go Gleb Czugunow i Maciej Janowski. Menedżer przyznał się do błędu Po dwóch nieudanych startach 39-latek zmienił motocykl i było już zdecydowanie lepiej - przywiózł dwie dwójki. W niczym nie uprawniało go do jednak do startu w biegu nominowanym. Motor przegrywał 6 punktami i menedżer Jacek Ziółkowski mógł, nie oglądając się na nic, w obu decydujących wyścigach postawić na świetnie dysponowany duet: Dominik Kubera - Mikkel Michelsen. Telewizyjny obraz pokazał wyraźnie, że Hampel zabiegał jednak mocno o swą szansę i opiekun gospodarzy ostatecznie zdecydował się tylko na jedną rezerwę taktyczną w postaci Kubery. Ten oczywiście bieg 14. wygrał, a Hampel nie do końca spełnił zadanie. Dowiózł do mety tylko punkt, znów dając się objechać na dystansie, tym razem Danielowi Bewleyowi. W 15. biegu para Kubera-Michelsen od startu do mety skutecznie broniła się przed atakami Macieja Janowskiego i dała podwójną wygraną Motorowi, wygraną na wagę meczowego remisu. Po meczu menedżer Ziółkowski w rozmowie z reporterem nSport+, Łukaszem Benzem przyznał się do taktycznego błędu z obsadą 14. wyścigu. - Za dużo czasu zajęło nam zastanawianie się nad polem startowym niebieskiego kasku w czternastym wyścigu i nad tym, kto nie pojedzie w piętnastym, bo wiadomo było, że Kubera wystartuje w obu. Przyjmijmy, że był to mój błąd, może błąd nas wszystkich. Rzeczywiście, Mikkel Michelsen powinien pojechać oba biegi - stwierdził opiekun Motoru. Tłumaczenie wypadło mało przekonywująco, bo z jakiego pola niebieski kask pojedzie w 14. biegu wynikało przecież z programu zawodów i nie wymagało specjalnej debaty. Czyżby kevlar się nie dopinał? - Hampel nawet nie powinien podchodzić do Ziółkowskiego przed biegami nominowanymi. Nie miał żadnych argumentów by startować w 14. wyścigu. Tracił łatwo punkty na dystansie. Myślę, że wynika to z jego problemów z przygotowaniem motorycznym. Wystarczy na niego spojrzeć. Kevlar ledwo go opina - stwierdziła obecna na meczu w Lublinie jednak z bardzo opiniotwórczych osób ze środowiska żużlowego. Mimo podobnego dorobku znacznie lepiej wyglądała w czwartek jazda drugiego z krajowych seniorów Motoru - Krzysztofa Buczkowskiego. Teraz lubelscy działacze mogą się zastanawiać czy nie popełnili czasem błędu rezygnując z tego drugiego w kontekście składu na sezon 2022. Być może były lepszą opcją niż Hampel. A mogli mieć Dudka Pewne jest, że jeszcze lepszą i niewiele droższą od Hampela opcją były Patryk Dudek. Prezes Jakub Kępa parafrazując przebój zespołu O.N.A może sobie nawet zanucić: "Czy warto było szaleć tak... z tym Hampelem". Dudek to zawodnik wciąż głodny sukcesów, który w tym roku uporał się z problemami sprzętowymi i wrócił do cyklu Grand Prix. Pod względem skuteczności w PGE Ekstralidze uplasował się na 10. miejscu ze średnią 2,077 pkt/bieg. Lepszych od zielonogórzanina było tylko trzech Polaków: Bartosz Zmarzlik, Maciej Janowski i Janusz Kołodziej. Hampel dla porównania to obecnie ledwie 29. żużlowiec elity ze średnią 1,651 pkt/bieg. Przypomina Tomasza Golloba ze swoich ostatnich lat, który punktował głównie na własnym torze. Z Hampelem jest podobnie. Jego wyjazdowa średnia w rundzie zasadniczej była o 0,646 punktu gorsza niż domowa. Teraz, po wczorajszej wpadce ta dysproporcja zmniejszyła się do 0,484 pkt, ale wciąż jest znacząca. W zamian za weterana lublinianie mogli mieć 29-latka, który o dwucyfrówkę może się pokusić na każdym torze. Blef się Hampelowi opłacił Według naszych informacji 39-latek przed ostatnim meczem rundy zasadniczej postawił jednak lubelskich działaczy pod ścianą. Oznajmił, że ma trzy atrakcyjne oferty z: Orła Łódź, Falubazu Zielona Góra i Fogo Unii Leszno i oświadczył, iż jeśli szybko nie przedłużą z nim kontraktu, to z którejś z nich skorzysta. Prawda jest taka, że oferty z Łodzi w ogóle nie brał realnie pod uwagę (nie interesowało go zejście do eWinner 1.LŻ), drugą brał pod uwagę tylko w przypadku utrzymania zielonogórzan w elicie, a trzecia była zwykłym blefem. Prezes Kępa ostatecznie ugiął się i dogadał z Hampelem w sprawie kontraktu na sezon 2022, chociaż marzył mu się w jego miejsce Patryk Dudek. Lublinianie pod koniec rundy zasadniczej długo negocjowali z wicemistrzem świata z 2017 roku, byli w stanie zaproponować mu lepsze warunki niż te, które finalnie zielonogórzanin dostał w Toruniu (milion złotych za podpis, 10 tysięcy za każdy punkt + kontrakt sponsorski z firmą Nice - przyp. red.). Obawiali się tylko jednego, że Falubaz utrzyma się w lidze i nie będą mieli ani Dudka, ani Hampela. Gdy w 14. kolejce PGE Ekstraligi wydarzył się cud i ZOOLeszcz DPV Logistic GKM Grudziądz wygrał niespodziewanie z Eltrox Włókniarzem Częstochowa, utrzymując się w lidze kosztem Marwis.pl Falubazu, było już za późno. Następnego dnia przedstawiciele Patryka Dudka zadzwonili wprawdzie do Lublina, że są gotowi wznowić rozmowy, ale prezes Kępa musiał im grzecznie podziękować. Stwierdził z żalem, że ma już komplet polskich seniorów na sezon 2022. Jeden w nich wczoraj właśnie pozbawił go szans na złoto, a drugi, czyli wracający do sportu po wykluczeniu za złamanie procedur dopingowych, Maksym Drabik, jest jedną wielką niewiadomą.