Rok temu Bartosz Zmarzlik został wybrany Sportowcem Roku. Wtedy to była nagroda za tytuł mistrza świata. Teraz, choć Zmarzlik dołożył drugie złoto, spadł z miejsca 1. na 5. I to pomimo tego, że jak wiadomo trudniej jest obronić tytuł niż zdobyć go po raz pierwszy. Warto dodać, że Zmarzlik spadł, choć w ostatnich miesiącach pojawił się w kilku programach, był też gościem telewizji śniadaniowych. To wszystko nie pomogło. Kamil Stoch przeskoczył go z dużą łatwością, bo choć rok temu niczego wielkiego nie zdobył, to trzy dni przed ogłoszeniem wyników plebiscytu wygrał Turniej Czterech Skoczni. - Skoki mają telewizję publiczną, a żużel jej nie ma, i to wyjaśnia wszystko - mówi nam żużlowy menedżer Jacek Frątczak. - Tyle że to nie jest tak, że jutro TVP czy inny otwarty kanał pokażą żużel i ten wyprzedzi skoki. Skoki są w telewizji od lat 80., od czasów Piotra Fijasa. Tradycją w Nowy Rok jest konkurs. Gospodynie domowe wiedzą, że obiad ma być najpóźniej o 14.00, bo potem jest turniej. Moim zdaniem świetną robotę, gdy idzie o popularyzację skoków, wykonał redaktor Włodzimierz Szaranowicz, potem mieliśmy erę Adama Małysza, teraz jest Kamil Stoch i inni. Ekspert mówi, że jego nie dziwi to, że Stoch w trzy dni przeskoczył Zmarzlika, bo taka jest siła dyscypliny, której jeden turniej potrafi zobaczyć 10 milionów. Żużel ogląda maksymalnie nieco ponad 200 tysięcy w telewizji zamkniętej. Puchar Świata w skokach i wszystkie zawody mistrzowskie są w TVP. Grand Prix na żużlu i Speedway of Nations są w kodowanym Canal Plus. TVP incydentalnie pokazuje mecze towarzyskie kadry. Ubiegłoroczny obejrzało 1,2 miliona, ten z 2019 roku prawie 1,5 miliona. Mecz raz na rok, to jednak za mało, by wyrobić nawyk. - Skoki to taki zimowy żużel, bo te dyscypliny są do siebie bardzo podobne. Obie ekstremalne, obie uprawiane przez wąską grupę. Różnica jest taka, że skoki oglądają miliony, a w żużlu jest z tym problem. Pamiętam, jak cztery lata temu byłem na meczu kadry transmitowanym przez Polsat. Byłem w szoku, jak usłyszałem, że zobaczyło to milion ludzi. Żużel tylko przez otwarte kanały ma szansę zdobyć większe grono widzów. Przecież takiego Stocha zaczepi człowiek w każdym zakątku Polski, a Zmarzlik nie jest aż tak znany. A drugi po Zmarzliku to już wcale. Podejrzewam, że Andrzej Stękała, który w tym roku stał się naszym objawieniem w skokach, jest bardziej popularny niż Janowski, Pawlicki i Dudek razem wzięci - komentuje Frątczak. Nasz rozmówca na własnej skórze przekonał się o sile skoków, kiedy jego firma wręczyła Piotrowi Żyle specjalny model toalety. Akcja była reklamowana wyłącznie przez media społecznościowe. W ciągu 48 godzin post został obejrzany przez 3,5 miliona ludzi, pojawiło się 50 tysięcy komentarzy i tysiące lajków. - Najlepiej wartość skoków i żużla widać na podstawie tego, co robią domy mediowe - analizuje Frątczak. - Kto reklamuje Milkę? Nie żużlowcy, ale właśnie skoczkowie. Zresztą oni mają na koncie już całkiem sporo kampanii, a w żużlu, poza tym, że Zmarzlik wygrał dzięki ubiegłorocznemu plebiscytowi kontrakt z Orlenem, nic się nie dzieje. Jest tendencja spadkowa. Domy mediowe mają to świetnie policzone, wiedzą, co da efekt. Ten, kto reklamuje czekoladę, ten rządzi. Tak to jest. Jedyną szansą dla żużla jest więc otwarty kanał, gdzie można by zobaczyć wszystkie rundy Grand Prix, finał Speedway of Nations i mecze towarzyskie reprezentacji. Kilka lat pracy nad takim produktem powinno przynieść efekty. - Nam spadły kapcie, jak zobaczyliśmy, jaką siłę rażenia ma Piotrek Żyła, który w ekipie skoczków nie jest tym najlepszym, ale można go nazwać celebrytą i człowiek bardzo rozpoznawalnym. W żużlu nikt nie ma takiego statusu. Żużlowcy są lokalnymi gwiazdkami, jedynie Zmarzlik wykracza poza schemat. Jednak Zmarzlika żadną miarą nie sposób porównać do skoczków, dlatego Stoch go przeskoczył - kończy Frątczak. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!