Włókniarz i Motor to wielcy rywale z transferowej giełdy. Dwa lata temu prezesi klubów rozgrzali kibiców rywalizując o Mateja Zagara. Jednego dnia Słoweniec ściskał rękę Michałowi Świącikowi, szefowi Włókniarza, następnego zadzwonił do niego Jakub Kępa, prezes Motoru i podbił stawkę. Gdyby nie przypadkowa rozmowa ówczesnego trenera częstochowian Marka Cieślaka z przymierzanym do Lublina Grzegorzem Zengotą, to Włókniarz nie dowiedziałby się o zamiarach Motoru i być może straciłby Zagara. Zengota w rozmowie z Cieślakiem wygadał jednak, że będzie jeździł w jednym zespole ze Słoweńcem i Włokniarz rzutem na taśmę, dokładając 350 tysięcy, odbił zawodnika. W Częstochowie wyciągnęli wnioski z tamtej lekcji. Kiedy okazało się, że Motor próbuje im odbić dogadanego już Bartosza Smektałę, dokładając mu 100 tysięcy złotych do kwoty za podpis, Włókniarz ruszył po Dominika Kuberę, który był jedną nogą w Lublinie. Prezes Świącik złożył mu propozycję, szachując Motor. To była bardzo dobra oferta, bo Włókniarz, składając ją założył, że nie będzie miał Smektały. Mógł więc Kuberze dać od 600, do nawet 700 tysięcy za podpis. Prezes Motoru wspierany przez Jarosława Hampela, który znał Kuberę i Smektałę ze wspólnych występów w Fogo Unii jeszcze jakiś czas starał się pozyskać leszczyński duet, ale w końcu odpuścił. Nie było jednak eskalacji konfliktu. Po prostu Smektała powiedział, że nie wypada mu zrywać ustaleń z częstochowskim klubem. I tak Bartosz wylądował we Włókniarzu, a Dominik w Motorze.