Prezes Włókniarza wrzucił na Facebooka zdjęcie z Andrzejem Gołotą. Okazuje się, że znakomity polski pięściarz zjawił się swego czasów w klubie i puszczał młodych częstochowskich żużlowców spod taśmy. - Trochę się dziwili, kiedy podjeżdżali na linię startu i widzieli Andrzeja - śmieje się Marcin Najman, który wtedy przyszedł na stadion razem z Gołotą. - Jeszcze większa konsternacja była, gdy Andrzej trzymał ich na starcie. Tamten trening juniorów prowadził Sławomir Drabik, legenda częstochowskiego żużla. Gołota swoją obecnością na zajęciach pomógł mu bardzo, ale jeszcze bardziej się przydał, kiedy Maksym Drabik, syn Sławomira, potrzebował dobrego sprzętu. Dwa lata temu Drabik senior wybrał się pod Toruń do warsztatu Ryszarda Kowalskiego, który od kilku lat jest numerem 1. Kiedy ten usłyszał: zrób silniki dla Maksa, to zaczął kręcić nosem. Gdy jednak usłyszał, że po odbiór Drabik przyjedzie z Gołotą, to od razu przyjął zamówienie. To jest oczywiście finał historii, bo początek był taki, że Drabik pojawił się u Kowalskiego na serwis silnika, który odkupił od Macieja Janowskiego. Był on na tyle dobry, że tata uznał, że przydałaby się jednostka napędowa zrobiona specjalnie dla jego syna. Pech chciał, że Kowalski miał sporo pracy i nie bardzo miał czas na robienie kolejnego silnika. Szczęście Drabika polegało na tym, że wtedy był u Kowalskiego z Najmanem. Panowie trochę porozmawiali, bo Najman jest pięściarzem, zawodnikiem mieszanych sztuk walki, a Kowalski lubi ten sport. To właśnie Najman podsunął pomysł z odwiedzinami Gołoty. Gołota, jak tylko usłyszał, że trzeba pomóc, to bez zastanowienia powiedział "tak". Kowalski ugościł go serdecznie, a młody Drabik do dziś może liczyć na specjalne względy mechanika. Ma szczęście, bo to przecież Kowalski robi silniki dla Bartosza Zmarzlika, który od dwóch lat jest żużlowym numerem 1 na świecie.