Baliński w latach swej świetności polaryzował żużlową Polskę. Leszno kochało go bardziej od największych gwiazd zespołu, bo był wychowankiem, którego serce biło w rytm przyśpiewek Unii. Nigdy nie zrezygnował ze startów dla macierzystego klubu, mimo iż w tamtym czasie daleko było leszczynianom do galaktycznego poziomu prezentowanego w ostatnich sezonach. Odszedł dopiero jako bardzo doświadczony zawodnik, ale szybko zakończył swoją przygodę w ROW-ie Rybnik na rzecz startów dla rezerw Fogo Unii z Rawicza. Ludzie ostrzegali Entuzjazmu kibiców z południa Wielkopolski nie podzielali sympatycy innych drużyn. Baliński w tamtych latach był dla nich czymś w rodzaju "wersji demo Adriana Miedzińskiego". Krytykowano go za zbyt gorącą głowę zarówno w parkingu, jak i na motocyklu. Nie można było odmówić mu tego, że na torze zostawiał całe swoje serce. Niestety, bardzo często uczestniczył w wypadkach, za które winę ponosił zazwyczaj właśnie on sam. Nie można dziwić się rawiczanom, że mając w swej drużynie tak doświadczonego zawodnika postanowili oni wykorzystać go do czegoś więcej niż tylko zdobywania punktów w spotkaniach 2. ligi. W lutym 2021 Baliński został oficjalnie włączony do sztabu szkoleniowego Fogo Unii jako swoisty jeżdżący asystent trenera rezerw i młodzieży Romana Jankowskiego. To pierwszy szczebel trenerskiej hierarchii, po której ma on piąć się w najbliższych latach. Wielu niezależnych obserwatorów już wówczas wytykała władzom Unii, że to wcale nie musi być najlepszy pomysł. Nie każdy dobry i doświadczony żużlowiec to wszak materiał na trenera. Pierwsze spotkania sezonu niemalże rozwiały ich wątpliwości - klubowi z Rawicza można było zarzucić wiele, ale nie brak wyniku sportowego czy błędy sztabu szkoleniowego. Czy trenerowi przystoi? Problem pojawił się u schyłku rozgrywek. Zaczęło się od ostatniej kolejki fazy zasadniczej i lania, jakie rawiczanom sprawili na swoim torze Trans MF Landshut Devils. Baliński rozpoczął spotkanie trójką, ale później zanotował aż 4 defekty! Rzecz jasna nie musiał być to efekt niedbalstwa, a najzwyczajniejszego w świecie pecha, lecz nad głową jeżdżącego trenera pojawiła się pierwsza ostrzegawcza lampka. 2 tygodnie później, po dłuższej przerwie w rozgrywkach, Baliński pojawił się na torze jako reprezentant Fogo Unii na finał MPPK w Grudziądzu. Spuśćmy zasłonę milczenia na problem desygnowania na tak prestiżowe zawody rezerwowego zestawienia i na dodatek potraktowania turnieju jak treningu poprzez ustalenie zasady "czy się stoi, czy się leży 4 biegi się należą". Zadajmy sobie pytanie czy trenerowi młodzieży wypada na wieść o zmienieniu go rezerwowym rzucać wulgaryzmami przed telewizyjną kamerą i w furii rzucać kaskiem po boksie? Nie minęły 3 dni, a Baliński znów dał się ponieść emocjom. W Landshut otrzymał żółtą kartę za niesportowe zachowanie. Na skutek błędu elektronicznej maszyny spalił sprzęgło i postanowił zamanifestować swą złość zerwaniem taśmy po przerwaniu procedury startowej. - Każdy zawodnik ma prawo nie wytrzymać - słyszymy od niektórych leszczynian. Racja. Czy to samo prawo obowiązuje też trenerów młodzieży?