Jakub Czosnyka, Interia.pl: Cieszy się pan, że trafiliście w półfinale właśnie na Stal Gorzów? Jacek Ziółkowski, menedżer Motoru Lublin: Każda z tych trzech drużyn, która mogła być naszym rywalem jest trudnym przeciwnikiem. Dlatego bardziej niż o innych, myślimy o sobie i o tym, jak możemy najlepiej przygotować się do dwumeczu. Tak sobie myślę, że Stal to wcale nie jest dla was wymarzona opcja. W rundzie zasadniczej dobrze pojechali w Lublinie i zgarnęli bonusa. Bartosz Zmarzlik był u was momentami poza zasięgiem.Teraz zacznie się nowa historia. Rzeczywiście Stali dobrze poszła u nas w Lublinie. Nam z kolei gorzej u nich w Gorzowie, choć w poprzednich latach nie było źle. Z tym, że w tym roku jechaliśmy na wyjeździe z nimi bez Dominika Kubery, a to wiele zmienia. Poza tym tamto spotkanie nie wyszło Wiktorowi Lampartowi, który mam nadzieję teraz pojedzie zupełnie inaczej. Sprawa jest otwarta. Nie mam wątpliwości, że Stal to bardzo mocny przeciwnik, ale spróbujemy znaleźć na nich receptę.Ostatnim meczem w Lesznie mogliście tak naprawdę zdecydować sami, czy jedziecie pierwszy mecz w Gorzowie czy w Lublinie. Zajęcie drugiego miejsca i najpierw spotkanie wyjazdowe to był świadomy wybór?Z reguły jest tak, że mecze w play-offach są zacięte. Każdy walczy o wszystko. Może się więc tak zdarzyć, że na wyjeździe przegramy czterema punktami, a u siebie wygramy tą samą różnicą. Wtedy awansuje ta drużyna, która była wyżej w tabeli. Taki był więc nasz tok rozumowania.Co z Grigorijem Łagutą? Martwi pana jego ostatni występ w Lesznie?Nie martwi, aczkolwiek nie cieszę się z tego. Pocieszam się tym, że po słabym meczu przychodzi zawsze lepszy. Tak już w tym sezonie było, kiedy słabiej pojechał w Częstochowie, a w kolejnych zaprezentował się znacznie lepiej. Liczę, że teraz będzie podobnie.Ten wynik to kwestia testów sprzętu, rozprężenia, czy czegoś innego?Czasami tak jest, że zawodnik nie trafi od początku z przełożeniami, później pójdzie w złą stronę i już się wszystko sypie. Tak bywa na zawodach żużlowych. Podchodzimy do tego ze spokojem. Podobnie jak do Mikkela Michelsena, który także miał problemy w Lesznie. Wiedzieliśmy jednak, że trafił na gorsze pola startowe, co zresztą później udowodnił skuteczną jazdą. Duńczyk jest w formie i my to wiemy. Podobnie jak o niego, jestem spokojny o Grigorija.Z drugiej strony cieszy ostatnia zwyżka formy Krzysztofa Buczkowskiego.Już dwa ostatnie mecze w Szwecji przed Lesznem mu wyszły. Gołym okiem widać, że prezentuje się coraz lepiej. W jego przypadku procentuje regularna jazda. Ma Szwecję, Polskę, a efekty tego powinniśmy widzieć w tych czterech ostatnich meczach sezonu.A czy Buczkowski nie jest trochę zdemotywowany, skoro postawiliście już na nim krzyżyk, bo wiemy, że za rok w Lublinie go nie będzie?To jest rozmowa na okres posezonowy. Myślę, że Krzysztof zdaje sobie sprawę, że nie wszystkie mecze mu wyszły. Nie przypominam sobie natomiast, abyśmy go odsunęli po jednym słabym wyścigu. Zawsze staraliśmy się dawać mu szansę. To powoli procentuje.Pan, jako menedżer tej drużyny, widziałby dla niego miejsce w składzie na przyszły sezon?Oj, to nie do mnie pytanie. Ja się tematami personalnymi nie zajmuję. Proszę pytać o to działaczy. Osobiście odpowiadam za prowadzenie drużyny.To może powie mi pan, jak będzie pana przyszłość? Pamiętam, że ostatnio wahał się pan, czy być dalej menedżerem?Nie myślałem o tym. Na razie jakoś fajnie wszystko się układa. Dobrze jest, jak jest. Zobaczymy po sezonie. Zawsze mówię, że ostatni mecz jest najważniejszy, ale to co czeka nas już wkrótce, jest szczególnie ważne. Jesteśmy wspólnie z Maćkiem Kuciapą bardzo zmobilizowani, aby wszystko wyszło dobrze.