W ice-racingu, wyścigach motocyklowych na lodzie wyższy poziom emocji od mistrzostw świata gwarantuje wewnętrzna rywalizacja Rosjan. Czy w klasycznym żużlu również zbliżamy się do czasów, gdy na starcie walki o mistrzostwo Polski staną lepsi zawodnicy niż w Grand Prix? Na razie to tylko melodia przyszłości, istnieją jednak żużlowcy, którzy - mimo posiadania na koncie tytułu najlepszego na świecie - nigdy nie przywdziali na głowę czapki Kadyrowa, przechodniego trofeum za zwycięstwo w IMP. Chodzi o Jerzego Szczakiela i Bartosza Zmarzlika. O ile o legendarnym wychowanku Kolejarza Opole mówi się często jako o "najbardziej fartownym mistrzu świata w historii", to przecież głupotą byłoby określanie takim mianem Bartosza Zmarzlika. Gorzowianin od lat utrzymuje się w światowej czołówce, jako pierwszy Polak w historii zdołał obronić czempionat globu, ale na krajowym podwórku wciąż musi obchodzić się smakiem. 3-krotnie stawał na drugim miejscu, ale do triumfu wiecznie czegoś brakowało. Walka o tytuł najlepszego żużlowca Rzeczypospolitej - w przeciwieństwie do Grand Prix - rozstrzyga się jednego dnia, a nie na przestrzeni trwającego cały sezon cyklu turniejów. Znacznie większą rolę odgrywają aktualna dyspozycja i zwyczajny fart. Ważna jest także sfera mentalna, a o kapitanie Stali Gorzów mówi się, że bardzo chce. W 2019 przez całą fazę zasadniczą nie przegrał ani jednego wyścigu, a w decydującym przyjechał za Januszem Kołodziejem. W półfinałowym biegu sezonu 2017 na jego domowym torze przewracał się aż 3-krotnie. Chochlik po angielsku Nie tylko Zmarzlik i Szczakiel nie byli w stanie okiełznać magii IMP. Spójrzmy na listę najwybitniejszych żużlowców, którzy nigdy nie włożyli na głowę czapki Kadyrowa: Joachim Maj, Józef Jarmuła, Ryszard Dołomisiewicz, Piotr Świst, Paweł Waloszek, Jerzy Rembas, Jan Krzystyniak, Wiesław Jaguś, Marek Cieślak, Henryk Gluecklich i wielu innych. Niemal każdy z nich po zakończeniu kariery ogłaszał wprost: najbardziej żałuję tego, że nie byłem mistrzem Polski. Czy Zmarzlik opuści to pechowe grono już w tę niedzielę? Rywale w Lesznie nie należą do najłatwiejszych, ale najważniejszym z nich wydaje się własna głowa mistrza świata. Jeśli tylko przełamie tkwiące w niej bariery, to śmiało może dogonić nawet rekordzistę klasyfikacji medalowej - Tomasza Golloba (16 krążków, w tym 7 złotych). W przeciwnym razie, kapryśny IMP może stać się dla niego tym, czym Turniej Czterech Skoczni dla Simona Ammanna. Ciężko wyrokować wyniki tego magicznego dla kibiców finału, nie bez powodu chyba słówko "Imp" po angielsku oznacza chochlika.