W latach 60-tych Stal Rzeszów dwukrotnie sięgała po drużynowe mistrzostwo Polski, ale teraz nawet sam awans do PGE Ekstraligi wydaje się czymś absolutnie nierealnym. Już za czasów Marty Półtorak, która przez 11 lat zarządzała klubem i go współfinansowała, inwestując w niego blisko 30 milinów złotych, nie było w Rzeszowie spokojnie. Już wtedy były mniejsze i większe burze, awanse i spadki, skandale - jak chociażby ten z 2013 roku, gdy Stal odmówiła wyjazdu na tor i przegrała mecz w Lesznie 0:75, ale wtedy wszystko udawało się jakoś przykryć kontraktowaniem wielkich zagranicznych gwiazd. Prawdziwe problemy pojawiły się gdy pani Półtorak zrezygnowała, a jej miejsce zajął nie bardzo przygotowany do tej roli Andrzej Łabudzki. Pierwszym jego błędem było wówczas podjęcie wyzwania i wystartowanie w 2015 roku w PGE Ekstralidze. Stal zakończyła sezon na przedostatnim miejscu, a potem pewnie wygrała baraż o utrzymanie w MDM Komputery Dreier Ostrovią Ostrów Wlkp (112:68). Cóż z tego jednak, skoro... pieniędzy zabrakło. Kosztowne baraże (w rewanżu Ostrów pojechał juniorami) tylko dobiły finansowo klub, który zakończył rozgrywki z 2,5 mln długiem. Samemu Gregowi Hancockowi zalegano 400 tysięcy złotych. Ostatecznie ugody z zawodnikami i przedstawiony w PZM trzyletni plan naprawczy pozwolił na start za zapleczu elity, ale to tylko przedłużyło agonię. Końcem ery prezesa Łabudzkiego był sezon 2017. Wówczas Stal zajęła 7. miejsce w I lidze i musiała bronić w niej miejsca w barażowym dwumeczu z Motorem Lublin. Trener Janusz Stachyra przed rywalizacją był pewny wygranej swej drużyny, mówił, że obie ligi dzieli od siebie przepaść. Nie spodziewał się jednego, że brak regularnych wypłat dla żużlowców sprawi, iż niektórym nie będzie chciało się "umierać za Rzeszów". Stal przegrała oba mecze, a dwaj jej najlepsi zawodnicy (bracia Lampartowie) po sezonie przenieśli się do Lublina! I kiedy wydawało się, że gorszej sytuacji być już nie może, w Rzeszowie pojawił się Ireneusz Nawrocki. Biznesmen z Bielska-Białej, przejął klub i roztaczał przed kibicami mocarstwowe wizje. Opowiadał o pięknych apartamentowcach budowanych ponoć przez jego firmę nad polskim morzem i w Chorwacji, sprowadził do klubu Grega Hancocka, podpisując z nim trzyletni kontrakt i paru innych niezłych zawodników, ale z czasem się okazało, że nie śmierdzi groszem. Fani z Rzeszowa długo bronili swego prezesa, nie mogąc wprost uwierzyć w informacje przeciekające do mediów, że ani trener Mirosław Kowalik, ani żużlowcy nie dostają zarobionych pieniędzy. Nawrocki publikował potwierdzenia przelewów, które nigdy nie docierały do adresatów. Wymyślał dodatkowe turnieje, w których żużlowcy mieli rywalizować o ufundowane przed niego diamenty, a kibice i zawodnicy wygrywać samochody. W końcu okazało się, że diamenty miały znacznie mniejszą wartość, niż deklarował, a auta nigdy nie trafiły do zwycięzców, bo Nawrocki wcale za nie nie zapłacił. Pieniędzy za starty męża w rzeszowskim zespole do dziś nie doczekała się też wdowa po Tomaszu Jędrzejaku, który w trakcie sezonu popełnił samobójstwo. Koniec krótkiej przygody z żużlem "biznesmena-oszusta" nastąpił na początku sezonu 2019, gdy PZM nie przyznał rzeszowianom licencji na starty w rozgrywkach ligowych. Długi klub miał wszędzie. W ZUS, Urzędzie Skarbowym, u zawodników i wobec Urzędu Miasta. Rzeszów na dwa lata zniknął z ligowej, żużlowej mapy Polski! Gdy pojawiła się grupa chętnych do reaktywacji klubu i powołała do życia Rzeszowskie Towarzystwo Żużlowe u kibiców znów odżyła nadzieja na normalność. Niestety znów może się okazać, że były to nadzieje płonne. Prezes Zbigniew Prawelski niczego jeszcze w żużlu nie dokonał, a już zdążył się skonfliktować ze sponsorami własnego klubu i dał się poznać w środowisku jako zwyczajny... cham! Sezon 2021 rzeszowianie rozpoczęli od koszmarnej wpadki. Nie przygotowali toru na mecz z OK Bedmet Kolejarzem Opole i zgodnie z regulaminem zostali ukarani walkowerem 0:40. Normalny działacz w tej sytuacji uderzyłby się w piersi i gorąco przepraszał, ale Prawelski nie bardzo poczuł się do winy. Nawet na oświadczenie głównych sponsorów klubu (firm Stolaro i Texom), którzy przedstawili szereg zarzutów pod jego adresem i zrezygnowali z finansowania RzTŻ, zareagował dość buńczucznie. - Większość zarzutów jest nieprawdziwa, a jest jedynie wynikiem frustracji w związku z ostatnimi wydarzeniami. (...)Mam nieodparte wrażenie, że wykorzystując naszą tragedię związaną z walkowerem - istnieją siły, które chcą zniszczyć żużel w Rzeszowie. Zwracam się z apelem do społeczeństwa, aby do tego nie dopuścić - napisał m.in. Prawdziwą twarz rzeszowskiego działacza ujawnił jednak za pośrednictwem portalu Sportowe Fakty prezes OK Bedmet Kolejarza Opole, Zygmunt Dziemba, do którego w miniony weekend trafił omyłkowo SMS przypadkowo wysłany przez Prawelskiego. "Życzę ci zwycięstwa z Opolem. To niegodziwcy. Kary nie naliczyli, ale 25 tysięcy złotych kosztów tak. Bierz Karczmarza i w ry*a" - napisał do prezesa z Opola, chociaż prawdopodobnie adresatem wiadomości miał być prezes SpecHouse PSŻ Poznań, Arkadiusz Ładziński. Sternik klubu z Opola chyba nie do końca rozumie znaczenie słowa "niegodziwość". Za to, że on i jego ludzie popełnili błąd; za to, że OK Bedmet Kolejarz nie domagał się odszkodowania za walkower w kwocie 50 tysięcy złotych, a mógłby (wystąpili tylko o zwrot poniesionych kosztów wyjazdu do Rzeszowa) powinien opolanom raczej podziękować, niż ich obrażać. Prezesowi RzTŻ nie życzymy źle, wręcz przeciwnie, bo kibice w Rzeszowie zasługują w końcu na normalny klub. Musi mieć jednak świadomość, że chamstwem i generowaniem konfliktów ze sponsorami, na pewno daleko nie zajedzie. Arkadiusz Adamczyk Strefa Euro - zaprasza Paulina Czarnota-Bojarska i goście - Oglądaj! Relacja audio z każdego meczu Euro tylko u nas - Słuchaj na żywo!