Sparta Wrocław to największy pechowiec ostatnich lat. Mimo iż w minionych 6 sezonach aż 5 razy stawali na podium PGE Ekstraligi, to ostatni tytuł mistrza zdobyli aż 14 lat temu. Złą passę ma przełamać przybycie do Wrocławia Artioma Łaguty. Oznacza to, że |Spartanie" będą mieli w swojej drużynie aż 3 gwiazdy brylujące w cyklu Grand Prix - Taia Woffindena, Macieja Janowskiego i właśnie Rosjanina. Aspiracje klubu w przyszłym sezonie będą jasne. Zostały one nawet zapisane między wersami kontraktu z Łagutą. Były lider GKM-u Grudziądz otrzyma za podpis na nim 600 tysięcy złotych, zaś za każde zdobyte na torze oczko zainkasuje 6 tysięcy. Co ciekawe, umowa przewiduje wysoką premię dla zawodnika wypłaconą tylko pod warunkiem zdobycia przez drużynę mistrzostwa Polski. Rosjanin prowadzi jedną z najciekawszych karier w czarnym sporcie. Do polskiej ligi trafił jako reprezentant łotewskiego Lokomotivu Daugavpils w 2008 roku. Bardzo szybko rozwijał się na torach pierwszoligowych. Mając 20 lat wykręcił na nich niesamowitą średnią 2,236 punktu na biegi i awansował do cyklu Grand Prix. Poskutkowało to transferem do najlepszej ligi świata, Łaguta przeniósł się do Częstochowy. Wówczas jego kariera znalazła się na niesamowitym zakręcie. Zarówno w mistrzostwach świata, jak i ligowych meczach prezentował się po prostu fatalnie. Po roku wypadł ze stawki światowego czempionatu, a Włókniarz przestał być zainteresowany jego usługami.. W 2012 roku Rosjanin postanowił odbudować swoje siły w mieście w którym na co dzień mieszka - Bydgoszczy. Miejscowa Polonia wracała właśnie do Enea Ekstraligi. Łaguta z mieszkania na stadion dojeżdżał w 10 minut, liderem drużyny był zaś jego o rok starszy rodak - Emil Sajfutdinow. Co mogło pójść nie tak? Łaguta miał niestety ogromny problem z dopasowaniem się do toru przy Sportowej 2. Ówczesny trener Polonii Robert Sawina prowadził na nim wiele prywatnych eksperymentów. Nawierzchnia była bardzo przyczepna, luźna, ciężka i mokra. Obcokrajowiec zupełnie nie mógł się z nią dogadać i po serii słabych występów był coraz częściej zmieniany przez młodych Szymona Woźniaka, Mikołaja Curyłę i Wiktora Kułakowa. - To jest k**wa motocross, a nie żużel - grzmiał do dziennikarzy po jednym z domowych meczów. Kolejny słaby sezon w lidze wyrównał jednak pierwszym poważnym sukcesem na arenie międzynarodowej. Wraz z Sajfutdinowem, swoim bratem Grigorijem oraz Romanem Povazhnym dał Rosji pierwszy w historii tytuł Drużynowego Mistrza Świata. Co ciekawe, półfinał imprezy odbywał się właśnie w Bydgoszczy! Tym razem jednak tor nie był przygotowywany przez Sawinę, a osoby ze światowej federacji. Łaguta zdobył wówczas 7 punktów. W Polonii nikt nawet nie myślał o przedłużaniu współpracy z Łagutą. W jego miejsce wypożyczono z Falubazu młodego Aleksandra Łoktajewa. Kiedy wydawało się, że Rosjanin będzie musiał szukać drużyny na niższym poziomie rozgrywkowym, niespodziewany ruch wykonał Marek Cieślak. Selekcjoner reprezentacji Polski ściągnął żużlowca do prowadzonej przez siebie Unii Tarnów. Pod skrzydłami słynnego szkoleniowca kariera Łaguty znów eksplodowała. Wciąż był dość młody (według dzisiejszych zasad mógłby startować z numerem 8/16), lecz Cieślak połozył na nim ogromną presję. Uczynił z niego zawodnika prowadzącego parę, w domyśle jednego z liderów drużyny. Takie zagranie opłaciło się. Rosjanin zdobywał w barwach Unii 2,090 punktu na bieg. Rok później - w 2014 - legitymował się już naprawdę topową średnią biegopunktową na poziomie 2,200. Po latach Cieślak napisze o tej gwieździe w swojej książce. Zdaniem trenera, ówczesne problemy leżały w głowie zawodnika. - Łaguty nie należy krytykować po słabych występach, tylko pocieszać i klepać po plecach - uważa trener. Następnie Rosjanin zdecydował się na przenosiny do Grudziądza - beniaminka PGE Ekstraligi. Zadecydowały przede wszystkim względy logistyczne. Ciągłe dojazdy z Bydgoszczy do Tarnowa były czymś niemalże ekstremalnym. W GKM-ie nie mógł co prawda liczyć na walkę o ligowe medale, jednak przez 5 spędzonych tam sezonów zdobył ważne umiejętności przywódcze. Często w pojedynkę ratował drużynę przed meczowymi porażkami czy wręcz spadkiem z ligi. W międzyczasie powrócił do cyklu Grand Prix, ściga się o indywidualne mistrzostwo świata od 2018 roku. Póki co nie odniósł w nim większych sukcesów, jednak - jak pokazuje jego dotychczasowa kariera - wydają się one tylko kwestią czasu. Mówiąc o niesamowitym tempie rozwoju Łaguty nie sposób pominąć wkład Rafała Lewickiego. Były mechanik Tomasza Golloba to postać znana w całym środowisku. Prowadzi w Bydgoszczy sklep z częściami i akcesoriami żużlowymi w którym zaopatruje się zdecydowana większość topowych zawodników. W teamie Rosjanina pełni funkcję menedżera. To właśnie dzięki niemu 32-latek jest zdecydowanym liderem wyścigu technicznego w światowym żużlu. Jako pierwszy używał pionierskich modeli sprzęgła czy amortyzatorów. Odkąd DPŚ został zastąpiony turniejem Speedway of Nations, Łaguta i Sajfutdinow zapewniają Rosji hegemonię w rozgrywkach. Młodszy z Rosjan udowadnia tym samym, że lata chude ma już sa sobą i dziś należy traktować go jako członka ścisłej światowej czołówki. By to potwierdzić, żużlowiec potrzebuje triumfów w Grand Prix i PGE Ekstralidze. O pierwsze 32-latek zadba samemu, przy pomocy Rafała Lewickiego. Do drugiego potrzebuje klasowych kolegów z drużyny, których próżno było mu szukać w Grudziądzu. Nie jest więc tak, że tylko Sparta potrzebowała Łagutę - ten transfer ma pomóc obu stronom.