Losy meczu rozstrzygnęły się dopiero na ostatnich metrach, kiedy Jakub Jamróg wyprzedził Siergieja Łogaczowa i rzutem na taśmę uratował dla swojej drużyny remis 45:45. Emocje były od pierwszego do ostatniegu wyścigu, nie brakowało również kontrowersji. Do pierwszej doszło już w odsłonie otwierającej spotkanie. Na tor upadł Kacper Gomólski. Sędzia Piotr Lis niespodziewanie - przynajmniej z punktu widzenia miejscowych - wykluczył Krystiana Pieszczka. Kapitan Zdunek Wybrzeża został wykluczony także ze swojego trzeciego startu. Wtedy sam zapoznał się z nawierzchnią toru. Jak pracę arbitra ocenia menedżer gdańskiej drużyny? - Z pierwszym wykluczeniem definitywnie się nie zgadzam, o drugim już nie będę dyskutował. Tak sędzia postanowił i co my możemy na to poradzić? Sędzia swojej decyzji już nie cofnie - powiedział nam Eryk Jóźwiak. Menedżer nie chciał jednak zakłamywać rzeczywistości, bowiem doskonale zdaje sobie sprawę, że kilku zawodników pojechało poniżej oczekiwań. Osłabienie ROW-u Rybnik brakiem Michaela Jepsena Jensena należało wykorzystać. - Błędy były też po naszej stronie, trochę punktów pogubiliśmy na dystansie, więc nie możemy wszystkiego zwalać na sędziego. Porażkę biorę na klatę i tyle. Ten remis traktuję jak porażkę, ponieważ ROW był osłabiony, a my w dodatku jechaliśmy u siebie. Taka sytuacja nie powinna się zdarzyć nawet z tak mocnym rywalem - dodał. Zabrakło punktów Krystiana Pieszczka, Michała Gruchalskiego oraz młodzieżowców. - Patrząc w program widzimy, gdzie mieliśmy luki, ale nie krzyżujmy ani juniorów, ani Krystiana. Jak już mówiłem, biorę to na siebie. Nie mogę mówić, że to kubeł zimnej wody po wygranej w Tarnowie. ROW Rybnik jest jednym z najsilniejszych zespołów, od początku wiedzieliśmy że nie będzie łatwo. Pozostaje mi tylko im pogratulować, pokazali że są w gazie - podsumował Jóźwiak. Zdunek Wybrzeże w następnym meczu ligowym zmierzy się na wyjeździe z Aforti Startem Gniezno (w sobotę, 17 kwietnia o godzinie 18:30). Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź