Drużyna Moje Bermudy Stali przebywa obecnie na zgrupowaniu na Teneryfie. To właśnie tam zaprezentowano nowe kevlary drużyny. Marcin Najman, pięściarz i fan żużla, od razu zwrócił uwagę na herb, który jest na pępku, a nie na piersi. - Nie chcę się czepiać, ale jako kibic żużla od najmłodszych lat przyzwyczajony jestem, że herb klubu jest na piersiach, a reklamy zawsze są na drugim miejscu. Oby inne kluby o tym pamiętały - napisał Najman na Facebooku. Oczywiście Najman ma rację, herb powinien być na piersi, ale z drugiej strony trudno się czepiać Stali, która nie jest prekursorem jakiegoś nowego trendu. Herby, i to w różnych klubach, już nie raz zjeżdżały z piersi gdzieś na dół. Najważniejsza jest ekspozycja sponsorów w najbardziej widocznym miejscu. Wiadomo kasa. Ona jest szczególnie ważna, teraz kiedy w obliczu koronawirusa kluby walczą dosłownie o każdy grosz. - Kevlar jest mocno oblegany przez sponsorów, więc mnie nie dziwi to, że to miejsce, na których można najlepiej zarobić, są zajęte przez logotypy firm - mówi Jacek Gumowski, były marketingowiec Stali. - Kibice w zamian dostali duży herb w innym miejscu. To jest ta rekompensata, bo oczywiście fan zawsze powie, że herb powinien być na sercu. Rozumiem jednak podejście klubu, który musi myśleć o pieniądzach. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź</a>